Partia rządząca będzie miała ogromne problemy z przekonaniem wyborców, że Zbigniew Ziobro nie miał z aferą Łukasza Piebiaka nic wspólnego. Na razie zdaje się kalkulować, bojąc się rozbicia obozu Zjednoczonej Prawicy, do czego dymisja Ziobry niechybnie by doprowadziła. Jak jednak pokazują obrazki z Poznania, sytuacja może wymknąć się spod kontroli.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Tłumy poznaniaków zgromadziły się w poniedziałkowy wieczór na Placu Wolności. To miejsce, w którym mieszkańcy stolicy Wielkopolski po raz kolejny licznie dali wyraz sprzeciwu wobec politycznych ingerencji w sądownictwo. Wcześniej działo się tak dwa lata temu, gdy PiS rozpoczynało operację przejęcia sądów.
Teraz mieszkańcy Poznania przyszli na Plac Wolności, by utworzyć łańcuch światła. Manifestacja odbyła się pod hasłem "Ziobro musi odejść!". Demonstrujący domagali się dymisji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Chcieli także rozdzielenia tych funkcji po to, by nie dochodziło do wszechwładzy partii rządzącej w sądownictwie.
Poznaniacy – a wraz z nimi wielu mieszkańców innych polskich miast – domagają się także pilnego śledztwa, które wyjaśni sprawę ataków na sędziów krytycznych wobec PiS-owskich zmian w sądownictwie, które płynęły z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Jednak jak podaje "Wprost", do dymisji Ziobry dojdzie tylko wtedy, gdy zostanie wykazany jego związek z aferą wokół Łukasza Piebiaka. Na razie zdaje się przekonywać, że nie ma ze sprawą nic wspólnego. Najpierw doszło do dymisji Łukasza Piebiaka, a następnie do odwołania sędziego Arkadiusza Cichockiego, którego dymisję Ziobro miał podpisać osobiście.