Według "Gazety Wyborczej" sędzia Jakub Iwaniec miał zmieniać terminy rozpraw na polecenie internetowej hejterki "Emi". Prawnicy uważają, że to powinien być argument ostateczny, by pozbawić Zbigniewa Ziobrę stanowiska ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
"Ziobro musi odejść" – krzyczeli Polacy, którzy w ostatnich dniach tłumnie gromadzili się na protestach w Warszawie, Poznaniu czy Wrocławiu. Demonstrujący mieli jedno żądanie: chcieli dymisji Zbigniewa Ziobry. Uważają oni bowiem, że minister sprawiedliwości i prokurator generalny powinien ponieść polityczną i moralną odpowiedzialność za aferę, która rozgrywała się w podległym mu resorcie.
To Onet ujawnił, że za zorganizowaną kampanią hejtu przeciwko sędziom, którzy bronili niezależności sądów – obok hejterki, małżonki jednego z sędziów – stali byli już pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości. Kilku z nich straciło stanowiska w resorcie (m.in. Łukasz Piebiak, Jakub Iwaniec). Ale wciąż na stanowisku pozostaje Zbigniew Ziobro. Politycy partii rządzącej tłumaczą, że ten miał nie wiedzieć o zorganizowanej kampanii hejtu.
Wielu to nie przekonuje. W sieci wrze – a aż 59 proc. Polaków domaga się dymisji Zbigniewa Ziobry (według sondażu dla "Faktów" TVN i TVN24).
Dowód największej hipokryzji
"Ujawnienie tego faktu powinno zakończyć polityczny byt pana Ziobry" – napisała na Twitterze mecenas Dorota Brejza tuż po tym, jak "GW" podała kolejne szczegóły korespondencji hejterki Emilii z Jakubem Iwańcem.
To Emilia miała wpływać na terminy rozpraw sądowych – wynika z informacji "Gazety Wyborczej". Kilka dni temu na łamach tego dziennika upubliczniono fragment korespondencji sędziego Jakuba Iwańca i Emilii.
21 czerwca 2018 roku Emilia ma prośbę do Iwańca. I pisze wprost (za "GW"): "Kuba masz możliwość, by sprawa w sądzie okręgowym we Włocławku trafiła na jakiś szybszy termin? I druga sprawa, by w Ostrołęce sprawa trafiła na wokandę nie za sto tysięcy lat ale szybko. To dla mnie B ważne. Jak nie to spoko" (pisownia oryginalna).
Na odpowiedź nie musi długo czekać. Po kilku minutach może przeczytać: "Daj sygnatury akt i napisz czego obie sprawy dotyczą". Emilia podaje.
– Reakcja Iwańca, który prosi o sygnatury spraw, jest tak naturalna, jak gdyby przesuwanie rozpraw było rutyną – komentuje profesor Marcin Matczak.
Sprawa sędziego Milewskiego
Profesor Matczak za bulwersujące uważa, że hejterka mogła mieć wpływ na terminy rozpraw, zwłaszcza w świetle głośnej sprawy sprzed kilku lat.
Chodzi o dziennikarza, który we wrześniu 2012 roku zastosował prowokację wobec ówczesnego szefa Sądu Okręgowego w Gdańsku, Ryszarda Milewskiego. Paweł M. zadzwonił do prezesa SO, podając się za przedstawiciele kancelarii premiera i ustalał z nim szczegóły procesu przeciwko właścicielom Amber Gold.
– Dziennikarze "wkręcili" go w sprawę ustalenia terminu przesłuchania, która dla partii ministra Ziobry stała się podstawą do oskarżania całości sędziów i całego systemu o skorumpowanie i stwierdzenia, że istnieją "sędziowie na telefon" – przypomina profesor Matczak.
I podkreśla, że to afera Piebiaka, Iwańca jest dowodem na to, że istnieją sędziowie na e-mail czy telefon z ministerstwa. – I to nie w postaci udawanej prowokacji dziennikarskiej, ale całkowicie realnej sprawy. W centrum Ministerstwa Sprawiedliwości steruje się sprawami sądowymi, co jest niezwykle bulwersującym, ale i ironicznym faktem – uważa Matczak.
Sprawa Ćwiąkalskiego
Domagając się dymisji Ziobry wielu wraca do rezygnacji Zbigniewa Ćwiąkalskiego z funkcji ministra sprawiedliwości w 2009 roku. Było to pokłosiem samobójstwa m.in. Roberta Pazika, odsiadującego karę dożywocia za zabójstwo Krzysztofa Olewnika.
– Ćwiąkalski z powodu samobójstwa jednego z więźniów podał się do dymisji. Za obecnego ministra sprawiedliwości mieliśmy inne samobójstwo (Dawida Kosteckiego – red.), a może nawet zabójstwo w więziennej celi. Ten fakt, a także ogromny skandal w resorcie sprawiedliwości, powinny skłonić pana Ziobrę do rezygnacji. Przecież jego przewinienia są o 200-300 procent gorsze niż wspomnianego Ćwiąkalskiego – podkreśla profesor Matczak.
To oburzająca sprawa, która jest kolejną podstawą do dymisji politycznej, do wzięcia politycznej odpowiedzialności za to, że ministerstwo, które miało być ostoją prawa i sprawiedliwości, tak naprawdę było miejscem, w którym tę sprawiedliwość w sposób najbardziej rażący naruszano.