Donald Trump zapewnia, że cały czas czuwa w związku ze zbliżającym się do Florydy huraganem Dorian, który ma być najpotężniejszym od dziesięcioleci w tym rejonie. Jednak wcale nie oznacza to, że przebywa w pobliżu. Pojechał obserwować sytuację do swojej rezydencji w Camp David w stanie Maryland – to ponad 1700 kilometrów od Miami.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Camp David to rezydencja prezydencka w górach Catoctin, położona niecałe 200 kilometrów od Waszyngtonu. Pierwszym prezydentem, który z niej korzystał, był Franklin D. Roosevelt. Camp David to nazwa używana od lat 50. Dwight Eisenhower ochrzcił tak placówkę na cześć swojego wnuka.
"Monitoruję Huragan Dorian i otrzymuję częste informacje i aktualizacje. Jest ważne, aby brać pod uwagę zalecenia waszych stanowych i lokalnych urzędników. To ekstremalnie niebezpieczna nawałnica, proszę przygotujcie się i bądźcie bezpieczni!" - napisał Trump na Twitterze.
Huragan Dorian, który zbliża się do Florydy, obecnie ma już kategorię czwartą w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona. Wiatr ma prędkość 225 km/h. Z największych wysp Bahamów Wielkiej Bahama i Wielkiej Abaco ewakuowali się prawie wszyscy turyści, a w piątek wieczorem zamknięto międzynarodowe lotnisko. Służby meteorologiczne apelują, by przygotować się na katastrofalne zniszczenia.
Donald Trump oficjalnie odwołał wizytę w Polsce z powodu huraganu Dorian. Jednak jak podawał "Washington Post", o tej decyzji myślał już na początku tygodnia. O tym, jaki miał być prawdziwy powód odwołania przyjazdu amerykańskiego prezydenta, powiedział w rozmowie z Darią Różańską z naTemat były ambasador Polski w Kanadzie Marcin Bosacki (obecnie kandydat Koalicji Obywatelskiej do Senatu).