Oto bardzo brutalnie zwizualizowała się reforma edukacji. Te zdjęcia wyglądają jak żart, ale to obecna rzeczywistość tysięcy polskich uczniów. Można się śmiać i żartować, ale tak zatłoczone korytarze mogą być po prostu... niebezpieczne. Dlatego ruszamy z akcją #KorytarzChallenge, by stworzyć galerię tego, jak wyglądają przerwy szkolne w całej Polsce. Czekamy na zdjęcia z Waszej szkoły.
Ruszamy z akcją #KorytarzChallenge. Jesteś uczniem albo zaniepokojonym rodzicem? Zrób zdjęcie zatłoczonego szkolnego korytarza i je nam prześlij. Czy pod tekstem, czy to na Facebooku w wiadomości prywatnej lub w komentarzu, czy na Instagramie bądź mailowo (kontakt@natemat.pl). Albo po prostu opublikuj je u siebie z tym hashtagiem i sami je znajdziemy. A następnie stworzymy galerię, którą pokażemy nie tylko byłej minister Zalewskiej.
Redakcja naTemat zgłosi się jednocześnie do Państwowej Straży Pożarnej z pytaniem, na ile takie realia, które widzicie na zdjęciach w tym tekście, są bezpieczne.
Że będzie ciasno, było wiadomo od dawna. Teoria i praktyka to jednak dwie zupełnie różne rzeczy. Zwłaszcza jeśli zobaczy się je na własne oczy. I właśnie od tygodnia obserwujemy, jak w praktyce wygląda ukochana (de)reforma edukacji Anny Zalewskiej.
Tak, tej samej Anny Zalewskiej, która "uciekła" przed jej efektami do Brukseli, gdzie z bezpiecznej odległości obserwuje jej opłakane skutki. A te są widoczne gołym okiem. W sieci pojawiają się zdjęcia, co dzieje się na szkolnych korytarzach w trakcie przerwy.
Czyli dokładnie wtedy, gdy w niektórych przypadkach aż 8 roczników musi w jednej chwili wyjść z sal lekcyjnych. Czasami to tylko pięciominutowa przerwa, podczas której muszą przejść z sali do sali. O toalecie czy zjedzeniu kanapki można w takich warunkach zapomnieć, jeśli chce się zdążyć na czas. Tłum to mało powiedziane. To armagedon, który aż trudno sobie wyobrazić.
Gdy na to patrzę, nie dziwię się, że jeden z rodziców nie wytrzymał i postanowił... pozwać Polskę za chaos z tym związany. Zdjęcia, które uczniowie co jakiś czas sami wrzucają do sieci mogą być mniej lub bardziej śmieszne. Szkopuł w tym, że gdy uśmiech i niedowierzanie zejdą z twarzy, pojawia się świadomość, że to najzwyczajniej w świecie niebezpieczne.
W takiej rzeczywistości o tragedię nietrudno. A potencjalnych scenariuszy nie będziemy wymieniać. najbliższych miesiącach szkoły będą musiały przeprowadzić obowiązkowe próby ewakuacyjne. Jestem szczerze ciekaw, ile z nich zakończy się sukcesem.
PS Ale spokojnie, są i plusy. Dzieci nie biegają po korytarzach, a to – jak sami pamiętamy ze szkoły – było zmorą dyżurujących nauczycielek. Nie biegają, bo po prostu nie są w stanie.