A gdyby tak nakręcić "Jądro ciemności"... w kosmosie? Taka myśl mogła przelecieć przez głowę reżysera Jamesa Graya. Jednak "Ad Astra" nie jest tylko kolejną wariacją na temat opowiadania Josepha Conrada, ale i wgniatającą w fotel wędrówką na skraj Układu Słonecznego. Najjaśniejszą gwiazdą na kinowym nieboskłonie jest Brad Pitt.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W niedalekiej przyszłości Ziemię nawiedzają katastrofy pochłaniające tysiące istnień. Przypominają ekstremalne burze słoneczne i są wywoływane przez impulsy antymaterii z okolic Neptuna. To własnie tam przed laty wyruszył Clifford McBride (Tommy Lee Jones) z misją szukania obcych form życia i słuch o nim zaginął. Czy ma jakiś związek z problemami na naszej planecie? Ustalenie tego będzie zadaniem powierzonym jego synowi - Royowi (w tej roli Pitt), który poszedł w ślady ojca i również został astronautą.
2019: Odyseja kosmiczna
Przyszłość ukazana w filmie nie jest mroczna jak w "Łowcy androidów". Ziemianie prosperują i kolonizują kolejne obiekty w kosmosie. Mają bazę na Marsie, a Księżyc wręcz tętni życiem (są nawet centra handlowe!). Ludzkość zalicza powtórkę z Dzikiego Zachodu i walczy o zasoby, a na nieuważnych turystów czają się... gwiezdni piraci.
Po tym przydługim wstępie można sądzić, że "Ad Astra" jest przepełnionym pościgami i strzelaninami filmem akcji. Nic z tych rzeczy (choć akcji tam nie brakuje). Jest majestatyczną podróżą przez bezmiar naszego układu. W połączeniu ze wspaniałą instrumentalno-ambientową muzyką Maxa Richtera, można się w tym zatracić niczym na "2001: Odysei kosmicznej".
Już zdjęcia z wnętrz robią kolosalne wrażenie, ale dopiero te z przestrzeni kosmicznej zniewalają i są jakby żywcem wzięte z nagrań ze statków NASA. Księżyc widzieliśmy w kinie nieraz, a Marsa dość niedawno eksplorowaliśmy w "Marsjaninie". Jednak błękitny Neptun (najdalsza planeta Układu Słonecznego) jest zupełnie nieodkryty w filmach. W "Ad Astrze" fenomenalnie ujęto jego piękno i ogrom.
Zabrzmi to jak reklama, ale ten film trzeba zobaczyć w kinie (i to na największym możliwym ekranie) z prostego powodu: wielokrotne jesteśmy świadkami ujęć, których skalę trudno ogarnąć. Przywodzą na myśl porównania z książek do astronomii - malutki człowiek lub statek i gargantuiczna planeta. Dawno nie czułem się tak mały.
Podróż wgłąb kosmosu i siebie
2019 to bez dwóch zdań rok Brada Pitta. Ten 55-latek najpierw rozkochał w sobie dosłownie wszystkich swoją rolą w "Pewnego razu... w Hollywood", a teraz przechodzi sam siebie i kreuje bardziej złożoną postać. Głębi nadaje jej również jako narrator - i czuć to zaangażowanie w głosie. O innych aktorach nie wspominam, bo to gwiezdny teatr jednego człowieka.
"Ad Astra" jest tak naprawdę nie tylko "Jądrem ciemności" w kosmosie, ale przede wszystkim opowieścią o trudnych relacjach na linii ojciec-syn rozciągniętej na miliony kilometrów. Roy McBride zmaga się z mitem swojego ojca, ale i z samotnością i obojętnością, które w przestrzeni kosmicznej można przekuć w zalety - potrzeba ucieczki od innych i wyzucie z emocji przydaje się w wielotygodniowych lotach. Film porusza więc też problemy, z którymi ludzkości dopiero będzie się mierzyć.
Pod kątem realizacji "Ad Astra" spodoba się fanom "Grawitacji" oraz kultowego dzieła Stanleya Kubricka, Liczne filozoficzne i psychologiczne aspekty filmu przywodzą na myśl "Solaris", co może rozczarować widzów, którzy po obejrzeniu zwiastuna nastawiali się na gwiezdną wojnę z obcymi. Co nie znaczy, że temat kontaktu z pozaziemskimi istotami nie zostaje poruszony.
Nie ukrywam, że mi również zabrakło bardziej "nieziemskiego" lub niespodziewanego scenariusza, przez który "Ad Astra" stanie się następcą "Interstellar". Nie zmienia to faktu, że to wciąż dojrzałe, refleksyjne kino z przesłaniem, a przede wszystkim widowiskowa uczta dla miłośników ambitnego science-fiction. W zalewie superbohaterskich blockbusterów takich filmów zdecydowanie brakuje. "Ad Astrę" można oglądać w kinach od 20 września.