
Mamy rok 2012. Na rynek trafia album "Radio Pezet", po czym następuje... nerwowe wypatrywanie kolejnej płyty stołecznego rapera. Lecz oto jest: "Muzyka Współczesna", czyli nowa pozycja w jego dyskografii, trafia na półki sklepowe (na kilka dni przed premierą pokrywając się złotem), a my siadamy z Pawłem z Ursynowa, sączymy kawę i rozmawiamy o tym, co było, jest i będzie. Dowiedzmy się, dlaczego nie został przestępcą i w czym przypomina Édith Piaf. Do tego stare Lexusy, "Scyzoryk" Liroya oraz wiele innego dobra (oraz zła).
Pewnie, że nie. Zaliczałem sytuacje, w których sodówka uderzała mi do głowy, no ale przecież chyba nie ma nikogo, kto nie zaliczyłby czegoś takiego po odniesieniu sukcesu. Na szczęście udało mi się ocknąć i nie zachowywać tak, jak całe mnóstwo innych artystów, żyjących w przekonaniu, że są jakimiś turbogwiazdami.
O, sam widzisz, jak wyglądają polskie realia. Mój ma dwadzieścia parę lat i nawet nie chciałbyś wiedzieć, ile jest wart na wolnym rynku. Powiedzmy dyplomatycznie, że nie jest to jakaś kwota zatrważająca (śmiech).
Nie będę nimi rzucał, bo właśnie to byłoby hipokryzją – przecież sam nie jestem święty i mam na koncie parę zagrywek koniunkturalnych. Przed laty zaliczyłem featuringi z reprezentantami muzyki pop, z których nie jestem dumny.
Niezbyt. Wielokrotnie myślałem, jak dobrze byłoby wyjechać z tego kraju. Podejrzewam, że gdybym wykonywał inny zawód, wyemigrowałbym już dawno temu. No ale język polski to moje narzędzie pracy, a nie wiem, czy potrafiłbym robić cokolwiek innego, zwłaszcza na obcym gruncie.
Jestem jak Édith Piaf: nie żałuję niczego. Tak więc nawet gdybym dorwał się do takiego wehikułu, nie sądzę, abym cokolwiek zmieniał. No, może pomyślałbym tylko nad jakimś sposobem, dzięki któremu teraz byłbym człowiekiem znacznie bogatszym, niż jestem (śmiech). Co zrobić, jestem konsumpcjonistą, lubię pieniądze.
Chyba świadomość, że nie nadaję się do takiej gry. Żeby odnieść sukces w takich klimatach, trzeba być człowiekiem naprawdę niedobrym. Nawet obserwując powyższych kolegów widzę, że choć są ludźmi z założenia dobrymi, to aby przetrwać, musieli wykształcić w sobie pewne mechanizmy. Ja nigdy nie byłem i nie chciałem być kimś wystarczająco złym, żeby zrobić karierę w pewnych środowiskach.
Zobaczymy. Wiele będzie zależało od tego, czy Polska naprawdę na mnie czekała. Z jednej strony oczywiście fajnie, jeżeli okaże się, że mogę wrócić na scenę w naprawdę wielkim stylu. Z drugiej nie jestem pewien, czy tak naprawdę chcę ogromnego szumu i zamieszania wokół mojej osoby.
W preorderowej wersji albumu są dwie wersje kawałka "Gorzka woda", na jedną zaprosiłem "starszą gwardię", czyli Palucha, KęKę, Sokoła i Tego Typa Mesa, w drugiej rapują ludzie znacznie młodsi; Oki, Otsochodzi, Jan-Rapowanie i Zdechły Osa. Fajnie, jeżeli będzie to jakiś pomost pomiędzy scenami, które są podzielone.
Dokładnie, właśnie o to chodzi! To żadne novum. Ale ludzie, którzy osiągnęli jakiś tam wiek – dotyczy to zwłaszcza raperów – mają skłonność do narzekania, że muzyka jest obecnie słaba. Z automatu wrzucają do tego worka wszystkich wykonawców, co jest głupotą, bo zapominają, że słabe rzeczy powstawały zawsze.
