Ponad 20 mln Polaków czeka na niewesołą wiadomość w sprawie swojej przyszłej emerytury, czyli wysyłany raz do roku list z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jestem jednym z tych milionów osób, których ZUS informuje o stanie konta – odprowadzonych do worka państwowego ubezpieczyciela składkach emerytalnych.
Bez owijania w bawełnę oświadczam zatem, że ZUS wyliczył wysokość mojej przyszłej emerytury na około 1500 zł. Wniosek? Najpewniej moje zarobki, a więc i odprowadzane składki nie są na tyle duże, by liczyć na kokosy z ZUS-owskiej kasy. Nie krytykuję, stwierdzam tylko fakt.
Stając oko w oko z realiami, mam jednak prawo zapytać – czy za taką kwotę uda mi się utrzymać obecny standard życia? Postanowiłem więc przeprowadzić eksperyment i przez miesiąc spróbowałem "pożyć" za swoją przyszłą emeryturę z ZUS. Z jakim skutkiem? Mizernym.
Pozwólcie, że w ogóle objaśnię, jak na co dzień zarządzam swoim budżetem domowym. Trzymam się zasady, że na bieżące potrzeby (produkty spożywcze, środki higieniczne, drobne przyjemności) nie wydaje w ciągu dnia więcej niż 100 zł. Nie zawsze się to udaje, ale zazwyczaj zamykam swoje dzienne wydatki w tej sumie albo nawet nieco niższej, rzędu 60-80 zł.
Nie odchodząc od tej żelaznej zasady podczas eksperymentu, dałem radę bez żadnych pożyczek dotrwać, ale tylko do 20 dnia miesiąca. Mogę więc potwierdzić, że mając 15 stuzłotowych banknotów w portfelu spokojnie można przeżyć połowę miesiąca w Warszawie i to nie w ascetycznym trybie życia. A teraz łyżka dziegciu, a nawet trzy do tej beczki miodu.
Po pierwsze, mój obecny standard życia niekoniecznie będzie jota w jotę taki sam, gdy będę już posiadaczem 65 wiosen na karku. Na chwilę obecną praktycznie nie wydaje nic na leki, co najwyżej sporadycznie. Na jesieni życia człowiek na ogół boryka się już z jakimiś przewlekłymi chorobami, które wymagają leczenia objawowego, dlatego przynajmniej raz w miesiącu musi wykosztować się w aptece. Przyjmując optymistycznie, że kwota medykamentów nie przekroczy 200 zł, z 1500 zł emerytury zostaje już 1300 zł.
Po drugie, przecież w tych wszystkich rachubach nie wziąłem pod uwagę opłat za mieszkanie czy media. Nie mieszkam jednak sam, te wydatki pokrywa druga osoba. Załóżmy, że w przyszłości w tym względzie nic się nie zmieni (abstrahuję przy tym od wysokości emerytury domownika). Wciąż jednak pozostaje – i to właśnie trzecia i zdecydowanie największa łyżka dziegciu – z problemem przeżycia za moją emeryturę przez cały miesiąc!
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jeśli moje zarobki nie pójdą drastycznie w górę albo też nie zostanie przeprowadzona kolejna rewolucyjna reforma emerytalna, to będę skazany na comiesięczne zmagania za tę 1500 zł. Chcąc nie chcąc, będę potrzebował obok ZUS-owskiej emerytury kolejnego zabezpieczenia finansowego. I tu dylemat – czy odkładać do przysłowiowej "skarpety", czy sięgnąć po jakiś zewnętrzny instrument finansowy. Ponieważ pieniądz bezczynnie leżący to pieniądz niepracujący, druga opcja wydaje się lepszym wyjściem.
Spośród wielu metod oszczędzania (konta oszczędnościowe, lokaty terminowe, fundusze inwestycyjne, IKE) ciekawym rozwiązaniem dla osób zainteresowanych długoterminowym bezpieczeństwem finansowym jest tzw. ubezpieczenie oszczędnościowe. Stanowi ono połączenie klasycznego ubezpieczenia na życie i oszczędzania.
Ubezpieczenie oszczędnościowe pozwala systematycznie gromadzić kapitał i powiększać go poprzez premie przez długi czas, a jednocześnie dzięki ubezpieczeniom dodatkowym zabezpieczyć finansowo bliskich (żonę/męża/partnera/partnerkę) w razie poważnej choroby lub śmierci ubezpieczonego. Dzięki niemu oszczędzamy dodatkowe środki na naszą przyszłą emeryturę, ale także zabezpieczamy dodatkowe pieniądze dla naszych partnerów/małżonków, gdyby nam się w tzw. międzyczasie coś stało i nie bylibyśmy w stanie dalej oszczędzać. Poza tym zyskujemy motywacje do tego, aby co miesiąc odkładać jakąś sumę, nie wystawiając się na pokusę jak w przypadku konta oszczędnościowego czy trzymanych w skarpetach pieniędzy.
Jaki z tego wniosek? Niezależnie od tego, jakie zarobki dziś macie, Wasza emerytura będzie i tak z dużą dozą pewności niższa od ostatniej wypłaty, skoro składki na nią stanowią pewien odsetek Waszego wynagrodzenia. Teraz to 56 proc., eksperci szacują, że za 20 lat będzie to... 36 proc. Obecny standard życia będzie i tak nie do utrzymania. Za 1/3 pensji można żyć rok, ale nie 20 lat, czyli 1/3 życia. Dodatkowe oszczędzanie niezależnie od ZUS-u jawi się więc jako jedyne wyjście.