
Pytam, jak jego treningi odbierają sąsiedzi. - Wiesz co? Jest różnie. Jedni się śmieją, inni sympatycznie - wspierają, dopingują. Czasem jakieś psy mocniej zaszczekają. Najciekawiej jest wieczorem, bo bardzo często biegam tak o 23 czy nawet o 24 i wtedy mam na sobie czołówkę (to taka latarka - red.). Już nieraz zdarzyło się, że kogoś przestraszyłem, jak nagle otwierał drzwi. Niektórzy pewnie myślą, że mają sąsiada szaleńca - śmieje się najlepszy polski biegacz po schodach.
Wiesz co? Jest różnie. Jedni się śmieją, inni sympatycznie - wspierają, dopingują. Czasem jakieś psy mocniej zaszczekają. Najciekawiej jest wieczorem, bo bardzo często biegam tak o 23 czy nawet o 24 i wtedy mam na sobie czołówkę (to taka latarka - red.). Już nieraz zdarzyło się, że kogoś przestraszyłem, jak nagle otwierał drzwi. Niektórzy pewnie myślą, że mają sąsiada szaleńca.
Zasady biegów są różne. Jedne są czymś na kształt indywidualnych wyścigów na czas - startuje się co 30 sekund i zwycięża ten, któremu wspinaczka zajmie najmniej czasu. Inne biegi rozgrywa się tak, że na początku są eliminacje i potem półfinały i finał, rozgrywane już ze startu wspólnego.
Najdziwniejszy bieg? Proszę bardzo. Niemcy, a tam Mount Everest Stair Marathon. Tym razem na zewnątrz, a nie w budynku. Skąd nazwa? Stąd, że biegnie się schodami w pobliżu winnicy. Robisz 100 pętli. Pokonujesz 39700 stopni. Potworny wysiłek. W sumie w górę pokonujesz mniej więcej tyle metrów, ile wysokości ma najwyższy szczyt świata.
Bez buta w Sarajewie
Walka na łokcie jest biegach po schodach czymś naturalnym. Jak masz przed sobą amatora, to go łatwo wyminiesz. Gorzej jak jest to gość ze światowej czołówki, gdzie poziom jest wysoki i wyrównany. Dlatego standardem jest to, by zacząć bardzo szybko i wyrobić sobie odpowiednią pozycję. Wielu zawodników 5-10 pięter pokonuje z pełną mocą, biegiem, by potem stracić siły. I powoli przechodzić w marsz.
Początek jest bardzo ważny. Niedawno startowałem w Sarajewie, tam do budynku był dobieg 100 metrów. Startuję, biegnę i nagle czuję, że jakiś gość mi nadepnął na nogę i ściągnął mi buta. Nie dość, że dalej biegłem bez niego, to jeszcze spadłem o kilka miejsc. Ale wygrałem, choć musiałem się zdrowo nawyprzedzać. Nie po to jechałem dobę w jedną stronę, żeby nie stanąć na podium.
W biegu po schodach liczy się nie tylko wydolność, silny mięsień czworogłowy, ale też umiejętne używanie rąk, korzystanie z siły odśrodkowej na skrętach. To właśnie dlatego biegacz płaski, choćby najlepszy z najlepszych, mógłby mieć duże problemy, gdyby kazać mu wbiec jak najszybciej na Empire State. - Weźmy naszych ośmiusetmetrowców - Marcina Lewandowskiego i Adama Kszczota. Są znakomici na dwa okrążenia, ale gdyby zmierzyli się ze mną na jakieś kilkanaście pięter, wcale nie jestem pewien, czy byliby górą. Mimo że ten wysiłek też trwałby około dwóch minut - analizuje biegacz.
Najlepszym biegaczem po schodach na świecie jest Niemiec Thomas Dold. Jedyny w stawce, który jest się w stanie z tego utrzymać. Ma sponsora, który zapewnia mu start na największych imprezach.
Od kilku lat prowadzone są specjalne klasyfikacje, na podstawie punktów, zdobywanych przez zawodników na poszczególnych zawodach. Prowadzi je między innymi Sebastian Wurster, skromny student medycyny, poza zajęciami dyrektor sportowy z serwisu www.towerrruning.com. W rozmowie z Adamem Kleinem, opublikowanej na stronie bieganie.pl, tak tłumaczył, skąd wzięła się u niego ta pasja: - To zaczęło się jakieś 10 lat temu. Od tego, że jeszcze w szkole zacząłem prowadzić ranking tego, który z uczniów pierwszy wróci do klasy po przerwie na lunch. Tam były schody, po których trzeba było wbiec. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że to jest ciekawa aktywność.
Łobodziński od kilku lat interesował się biegami po schodach. Czytał, dowiadywał się, oglądał filmy z zawodów. Aż nadszedł 2011 rok i warszawski bieg w wieżowcu Rondo I. Przyszedł, zobaczył i … nie, nie zwyciężył, ale zajął czwarte miejsce. W zawodach, które były jego debiutem i w których startowała niemal cała europejska czołówka. Błyskawicznie połknął bakcyla.