Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie budowy "wież Kaczyńskiego". Zawiadomienie w tej sprawie złożył austriacki biznesmen Gerald Birgfellner oraz przedstawiciele Platformy Obywatelskiej. Z dokumentu wynika, że decyzja śledczych zapadła dwa dni przed wyborami parlamentarnymi.
"Otrzymaliśmy postanowienie Prokuratury Okręgowej w Warszawie datowane na dzień 11.10.2019, a wysłane w zeszłym tygodniu, w którym prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie zawiadomienia naszego Mocodawcy pana Geralda Birgfellnera o możliwości popełnienia oszustwa na jego szkodę przez Jarosława Kaczyńskiego. Postanowienie zostało wydane po prawie 9 miesiącach od złożenia zawiadomienia" – poinformowali pełnomocnicy Geralda Birgfellnera, Roman Giertych i Jacek Dubois.
Mecenasi podkreślili, że ich zdaniem wydane postanowienie jest niesłuszne i zostanie zaskarżone do sądu. Warto zauważyć, że dokument prokuratury powstał jeszcze przed wyborami parlamentarnymi. Z kolei dotarł do adresatów już po 13 października.
Cezary Tomczyk z PO ocenił, że decyzja zapadła w tym terminie "po to, żeby Polska nie mogła się dowiedzieć o tym, że prokuratura pod wodzą PiS-u i Zbigniewa Ziobry umorzyła sprawę 'dwóch wież Jarosława Kaczyńskiego'".
O co chodzi w taśmach Kaczyńskiego?
Serię artykułów o planach budowy wieżowców opublikowała na początku roku "Gazeta Wyborcza". Prezes PiS w siedzibie partii omawiał prywatną inwestycję, którą miał sfinansować przejęty przez PiS państwowy bank. Kaczyńskiego nagrał Austriak Gerald Birgfellner, który przygotowywał plany inwestycji. Domaga się 40 mln zł za niezapłaconą fakturę.
Według "Gazety Wyborczej" związana z PiS spółka Srebrna miała czerpać 99,9 proc. zysków z budowy słynnych już wieżowców w Warszawie. Gdyby inwestycja przyniosła straty, Srebrna natomiast nie traciłaby niemal nic. Jak to zrobiono? Dziennik ujawnił dokumenty, które miały być sporządzone pod okiem Jarosława Kaczyńskiego.
Z informacji "Wyborczej" wynikało, że w papierach wskazano, iż spółka Srebrna wnosiła symboliczny wkład do spółki komandytowej, prawdopodobnie 5 tys. zł. I jedynie do tej kwoty miała ograniczać się jej odpowiedzialność.