Każdy uprawniony może złożyć protest wyborczy – to fakt. Warto jednak znaleźć sobie choć jako tako brzmiące uzasadnienie. Z tym politycy obozu rządzącego mają najwyraźniej problem. W RMF FM błysnął pod tym względem Jarosław Sellin.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Sellin tłumaczył w rozmowie w RMF FM, dlaczego jego partia domaga się ponownego liczenia głosów w sześciu okręgach. Dziennikarz zauważył, że PiS na przykład w okręgu nr 2 nie chce ponownego przeliczenia głosów.
Różnica w liczbie głosów zdobytych przez PiS i Koalicję Obywatelską wyniosła tam tylko nieco ponad 1000, ale partia Jarosława Kaczyńskiego nie chce akurat w tym przypadku protestować. Sellin odpowiedział na tę uwagę bardzo szczerze.
Sellin skomentował także wizytę Grzegorza Schetyny w Strasburgu, gdzie lider PO rozmawiał z przedstawicielami Rady Europy o wynikach wyborów w Polsce. Sellin nazwał to "bezczelnym donoszeniem na Polskę".
Wcześniej powody protestów starał się tłumaczyć wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. Mówił między innymi o ponadnormatywnej liczbie głosów nieważnych w okręgach, z których wyniki partia zdecydowała się oprotestować.
Jednak zaledwie w trzech z nich taka liczba jest większa od średniej krajowej. W pozostałych trzech jest niższa. Gdyby PiS chciało, z łatwością mogłoby znaleźć dużo innych okręgów z o wiele większym odsetkiem takich głosów – na przykład nowosądecki, gdzie liczba głosów nieważnych wyniosła ponad 10 proc.