Rozmowa z pierwowzorem fałszywego księdza z "Bożego Ciała" wywołała spore kontrowersje. Patryk, który przed laty podszywał się pod duchownego, powiedział nam, że czuje się oszukany, że nie został powiadomiony o powstaniu filmu. Producenci opublikowali oświadczenie, a my opowiadamy o kulisach wywiadu.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Artykuły o wywiadzie naTemat (przeczytacie go tutaj) ukazały się m.in. na stronie Gazety.pl i Onetu. Głos w tej sprawie zabrał m.in. producent oraz scenarzysta i reżyser filmu.
Filmowcy odpowiadają
"W nawiązaniu do ostatnich doniesień medialnych, w imieniu Aurum Film informuję, że jesteśmy w kontakcie z Panem Patrykiem – rozmawialiśmy z nim i wyjaśniliśmy sobie pojawiające się w mediach informacje i pozostajemy w dobrych relacjach. Nie chcieliśmy nigdy angażować go do promocji filmu i nie powoływaliśmy się na jego nazwisko, gdyż 'Boże Ciało' nie jest oparte na historii jego życia, lecz jedynie luźno inspirowane różnymi przypadkami fałszywych księży" – przyznaje Leszek Bodzak, producent.
W oświadczeniu możemy też przeczytać wspólną wypowiedź Mateusza Pacewicza, scenarzysty i Jana Komasy, reżyser filmu.
"Przed rozpoczęciem pracy nad filmem udokumentowaliśmy i przeanalizowaliśmy kilka historii o fałszywych duszpasterzach – między innymi tę, którą Mateusz opisał w swoich tekstach reporterskich 'Kamil, który księdza udawał' oraz 'Kazanie na dole'" – czytamy w oświadczeniu.
Kulisy wywiadu z fałszywym księdzem
Na koniec oświadczenia scenarzysta i reżyser dodali, że "twierdzenie jednak, że film ukazuje historię konkretnej osoby jest nieprawdziwe". W pełni się z tym zgadzam, aczkolwiek mój rozmówca był innego zdania. I również jemu trzeba przyznać rację.
Poczuł głęboki żal do twórców, bo nie został przez nich w poinformowany o produkcji. Zwłaszcza, że to na bazie jego historii powstał reportaż, który po latach stał się jedną z inspiracji "Bożego Ciała". – Przecież gdyby nie ja, to tego filmu by nie było – powiedział mi w wywiadzie.
Wszystko składało się w jedną całość. Wcześniej znalazłem komentarz jego żony pod artykułem o historii fałszywego księdza (nie podaję linku, by już nie mieszać w to rodziny), który mógł się stać inspiracją "Bożego Ciała". Była w szoku, że ktoś kręci film o jej mężu. W domyśle: rodzina nie wiedziała o tym, dlatego też się z nimi skontaktowałem.
Oprócz tego, we wcześniejszych wywiadach twórcy odcinali się od Patryka - zapewniali, że to nie jest film biograficzny, co również wielokrotnie podkreślali w opublikowanych oświadczeniach.
Ostatecznym potwierdzeniem tego, że mój rozmówca faktycznie mógł nie wiedzieć o tym filmie, była wiadomość, którą wcześniej dostałem od przedstawiciela dystrybutora: "Co do bohatera reportażu – Pacewicz twierdził, że nie chce go w to wciągać, bo chłopak ma już swoje życie, ponoć sam nie chciał się w to angażować". O to również zapytałem w wywiadzie.
Poczułem się jednak w obowiązku, by opublikować tekst z pełną wypowiedzią zawiedzionego mężczyzny. Uzyskałem na to jego zgodę w wiadomości, a cały wywiad został również nagrany. Nic nie zostało w nim zmyślone. Co nie znaczy, że w pełni podzielam zdanie mojego rozmówcy lub atakuję sam film. Zresztą, pisałem o nim w recenzji w samych superlatywach.
Może i można to było inaczej rozegrać i klarowniej przedstawić plany na produkcję osobie, za sprawą której powstał najciekawszy element filmu: wątek fałszywej posługi kapłańskiej charyzmatycznego chłopaka, którego nieszablonowe podejście do Kościoła i wiary porywa całą wioskę. Księży-oszustów jest na pęczki, ale takich z powołaniem "niemajątkowym" nie ma zbyt wielu.
Z drugiej strony, "Boże Ciało" nie opiera się wyłącznie na tym jednym wątku, ale ma rozbudowaną narrację zainspirowaną różnymi, prawdziwymi historiami, ale także wzbogaconą zupełnie fikcyjnymi wydarzeniami dla podkręcenia dramaturgii dzieła. Podobnie zresztą jak jakieś 99 proc. filmów. Przecież to życie pisze najlepsze scenariusze.
Informacje na ww. temat znalazły się zresztą w samym filmie, gdzie podkreślamy w napisach końcowych, że opisana historia jest fikcyjna, mimo inspiracji prawdziwymi wydarzeniami. Wiadomo zaś, że tego typu opowiadanie filmowe ma kompletnie inny charakter niż film oparty na faktach.
Mateusz Pacewicz i Jan Komasa
scenarzysta i reżyser filmu
Żadna z historii fałszywych duszpasterzy nie stanowiła jednak materiału na film fabularny, który rządzi się swoimi prawami: powinien być wielowymiarowy, wielowątkowy i spójny dramaturgicznie. Dlatego zdecydowaliśmy się odejść od faktografii na rzecz fikcji.