Takiego wyznania nikt się nie spodziewał. Elżbieta Chojna-Duch, która jest kandydatem PiS do Trybunału Konstytucyjnego obok Stanisława Piotrowicza oraz Krystyny Pawłowicz, przyznała, że jej nominacji nie zaakceptowała nawet rodzina.
– Konsultowała się pani z rodziną, z przyjaciółmi? – tak Robert Mazurek zaczął rozmowę z Elżbietą Chojną-Duch. Jej kandydatura do Trybunału Konstytucyjnego obok Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz to największe polityczne zaskoczenie nowego tygodnia.
– W pewnym sensie tak, ale podziały na gruncie polityki są teraz tak głębokie, że wiadomo było, co powie jedna strona, która ma określone poglądy, a co druga – stwierdziła Chojna-Duch. I wtedy zaczęła analizę naszego... społeczeństwa. – To jest tragiczne. Podziały w naszym społeczeństwie są tak głębokie. Uważałam, że należy to pominąć i nie przejmuję się tym specjalnie – dodała.
– Ale czym pani się nie przejmuje?" – zapytał Mazurek, który wyraźnie zgubił wątek. Okazało się, że Chojna-Duch ciągle mówiła o swojej rodzinie.
– Nie przejmuję się smsami, które dostałam od członków mojej rodziny. Wczoraj. Że nie spodziewali się, że jest to wstyd. Że ręki nie podadzą. Odpowiedziałam, że przeżyję, bo głupota jest tak oczywista – stwierdziła Chojna-Duch. Ponadto stwierdziła, że wbrew opiniom członków swojej rodziny będzie niezależna – zarówno od wpływów premiera Morawieckiego, jak i swojej prawdopodobnej szefowej, czyli Julii Przyłębskiej.
Przypomnijmy, że kandydatury (w tym Chojny-Duch) ogłosił w poniedziałek Stanisław Terlecki. – Te kandydatury to osoby bardzo kompetentne, z ogromnym doświadczeniem, zasłużone dla reformy wymiaru sprawiedliwości. Z pewnym zdziwieniem widzimy, że opozycja nie zgłosiła kandydatów, ale rozumiem, że nie ma odpowiednich osób na te stanowiska – mówił polityk.