Francuska artystka Valentine Monnier oskarżyła Romana Polańskiego o brutalny gwałt, który miał mieć miejsce ponad 40 lat temu. Opowiedziała o tym na łamach dziennika "Le Parisien". Miała wtedy 18 lat. Polski reżyser zaprzecza zarzutom.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Traumatyczne wydarzenie miało mieć miejsce w 1975 roku w alpejskim kurorcie Gstaad w Szwajcarii. Była modelka i fotografka opowiedziała, że przebywała tam z grupą przyjaciół. W tym samym miejscu był też wtedy Roman Polański. Reżyser w wulgarny sposób miał zaproponować jej seks. Odmówiła, jednak potem poszła do jego pokoju hotelowego, bo mieli być tam też jej znajomi.
– Był całkowicie nagi, gdy weszłam do domu. Rzucił się na mnie i mnie pobił, chciał mnie zmusić do połknięcia jakiejś tabletki, a potem mnie zgwałcił. To była skrajna przemoc – wyznała Francuska w "Le Parisien". Przez lata wstydziła się do tego przyznać, ale akcja #metoo dodała jej odwagi. Jej wersję częściowo potwierdzają znajomi. Jednemu z nich, producentowi Johnowi Bentleyowi, faktycznie opowiedziała wcześniej o zdarzeniu, ale nie wspomniała o gwałcie.
Adwokat 86-letniego Romana Polańskiego oświadczył, że reżyser zaprzecza temu zarzutowi. Szczególnie, że dotyczy wydarzeń sprzed ponad 40 lat. Artystka dodała, że w 2017 roku zgłosiła sprawę na policji, ale nie spodziewa się, by Polak doczekał się kary. Wie, że jej zarzuty się przedawniły. – Chcę jednak, aby ludzie mieli świadomość, że ich idol i bohater nie jest wcale kryształową postacią – przyznała Valentine Monnier.