Mało kto stawiał na Bayern Monachium w meczu z Borussią Dortmund. Bawarczycy dopiero co zwolnili trenera, mają obecnie tymczasowego, a na Allianz Arena zawitał jeden z głównych kandydatów do mistrzostwa. A jednak! Bayern jeszcze raz pokazał kto rządzi w Niemczech, a główną rolę w tym starciu odegrał Robert Lewandowski.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Polak rozpoczął strzelanie Bayernu, kiedy po dośrodkowaniu Benjamina Pavarda wykończył akcję głową. – To jest maszyna, a nie człowiek! – wymownie podsumowal polski komentator Eleven Sports. Do końca pierwszej połowy wynik już się nie zmienił, choć Bawarczycy do przerwy powinni prowadzić wyżej.
Tuż po przerwie Lewy mógł strzelić drugą bramkę, ale jego strzał dobił Serge Gnabry. Było 2:0 dla Bayernu. Trzecią bramkę strzelił znów Polak. Z bliska pokonał bramkarza BVB w 76. minucie w sytuacji sam na sam.
Czwartą bramkę dla Bayernu strzelił nieszczęśliwym samobójczym trafieniem były defensor reprezentacji Niemiec i... Bayernu Mats Hummels.
Tym samym Polak pobił kolejne rekordy w Niemczech. Jako pierwszy strzelił gola w 11 meczach z rzędu. Także nikt wcześniej nie zdobył gola w sześciu Der Klassikerach z rzędu, czyli pojedynkach na szczycie z Borussią. Lewandowski także jako pierwszy strzelił też bramkę w sześciu meczach z rzędu u siebie z klubem z Dortmundu. Polak jest też najlepszym strzelcem w całej historii Der Klassiker w Niemczech z 16 golami.
O Robercie Lewandowskim w tygodniu także było głośno za sprawą innej bramki, strzelonej w Lidze Mistrzów w meczu z Olympiakosem Pireus. Jednak najważniejsze było w tym golu coś innego: sposób, w jaki nasz napastnik go celebrował. Włożył kciuk do buzi i piłkę pod koszulkę, co mogło oznaczać tylko jedno: że drugie dziecko Lewandowskich jest już w drodze.