"Ludzie pogadają, a za pół roku zapomną" – miał mówić Wojciech Kałuża rok temu, kiedy przeszedł do PiS i zapewnił tej partii jednomandatową większość w sejmiku śląskim. – Ale wyborcy na Śląsku są bardzo pamiętliwi. Kałuża jest dla nich skończony – uważa poseł KO Michał Gramatyka. I radny już chyba o tym wie. – Bardzo rzadko bywa na komisjach. Jeśli już jest, to się nie odzywa, siedzi ze spuszczoną głową – opisuje Andrzej Molin z sejmiku śląskiego.
Rok temu Wojciech Kałuża dokonał wolty – zaraz po wyborach samorządowych opuścił klub Koalicji Obywatelskiej i przeszedł do Prawa i Sprawiedliwości. Decyzja ówczesnego radnego Nowoczesnej była kluczowa – PiS przejął sejmik województwa śląskiego.
Zawiedzionym wyborcom i mieszkańcom Śląska (zagłosowało na niego 25 tys. wyborców) puściły nerwy. Protestowali m.in. na rynku w Żorach. I używali mało parlamentarnego języka, wykrzykiwali o Kałuży: "ciul", "sprzedawczyk"; "koniunkturalista".
Opozycja z kolei mówiła o "politycznej korupcji". Spekulowano, że PiS obiecał Kałuży spłatę kredytu hipotecznego, a jego żonie stanowisko w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.
[/embed] "Będziesz ustawiony do końca życia" – miał usłyszeć Kałuża. Monika Rosa z Nowoczesnej tłumaczyła nam wówczas: – Nie mam pojęcia, jaką kwotę zaoferowało mu PiS i jak ta ich oferta naprawdę wyglądała. O tym Wojtek nie chciał mówić i zapewne jeszcze długo będzie na ten temat milczał.
Szybko okazało się, że PiS zwabiło Kałużę stanowiskiem wicemarszałka sejmiku śląskiego. On sam miał mieć nadzieję, że "ludzie pogadają, a za pół roku zapomną". Nikt nie zapomniał.
Siedzi i milczy
Na każdej sesji sejmiku śląskiego przypominają Kałuży, że zdradził swoich wyborców. Zjawia się grupa osób z wymownymi transparentnymi: "Kałuża oddaj mandat"; "Brutus, Judasz, Kałuża"; "Kałuża, Śląsk ci zdrady nie zapomni".
– Wolontariusze przychodzą przypomnieć panu Kałuży, że zdradził swoje ideały i poglądy – mówi nam Jarosław Marciniak, przewodniczący śląskiego KOD.
Siadają naprzeciw Kałuży. Polityk musi widzieć te transparenty. Może dlatego unika spotkań oko w oko ze swoimi dawnymi wyborcami.
– Pan Kałuża bardzo rzadko bywa na komisjach. Jeśli już jest, to się nie odzywa, siedzi ze spuszczoną głową. Dosyć często towarzyszy mu taki uśmiech zażenowania – opisuje Andrzej Molin, radny sejmiku śląskiego z Koalicji Obywatelskiej, były burmistrz Wisły.
Grzegorz Wolnik, również radny KO, nie pamięta, żeby Wojciech Kałuża na którejś z sesji zabrał głos. – On stara się być człowiekiem z cienia. I pewnie taka rola mu najbardziej odpowiada – ocenia.
Poseł Koalicji Obywatelskiej i były wicemarszałek województwa śląskiego Michał Gramatyka nazywa Kałużę "figurantem". On także zapamiętał, że wicemarszałek "tylko siedzi i milczy". – Właściwie to nie było sesji, podczas której by coś powiedział – podkreśla.
Bez "Kałuży" w Senacie
Na Śląsku z uwagą śledzili medialne doniesienia, czy i w Senacie przypadkiem nie znajdzie się "drugi Kałuża", który za większą stawkę, bo mówiło się o tece ministra, przejdzie do PiS. Ale nikogo nie udało się zwabić obietnicami.
Jarosław Marciniak ze śląskiego KOD podkreśla: – Myślę, że przypadek Kałuży przyczynił się do tego, że w Senacie nikt nie zdradził.
Kiedy okazało się, że żaden polityk w Senacie nie zmienił barw politycznych i nie przeszedł do PiS, na bannerze w śląskim sejmiku napisano: "Żaden z senatorów-elektów nie dał się kupić. A Ty? Nie wstyd Ci?”.
– Smutne to jest. Ale i zasłużone – komentuje jeden z polityków. I przekonuje, że na Śląsku tak myśli większość.
W Żorach, czyli mateczniku Kałuży, nie wiedzą, gdzie on się teraz podział. Dziennikarze "Polityki" pisali, że mieszkańcy nie mają pewności, czy wicemarszałek nadal mieszka w swoim domu.
Wiadomo, że jego biura nie ma też w budynku Cechu Rzemiosł Różnych. Tam PiS wynajmował pomieszczenia na biura posłów i senatorów.
Dziennikarzowi "Polityki" na wieść o Kałuży mieszkańcy odpowiadają określeniami: "kabel"; "powinien się wstydzić". Podobno Kałuża nie radził sobie z hejtem.
– Też byłam osobą mocno hejtowaną jako polityk PiS, więc mogę sobie tyko wyobrażać, przez co przechodził pan Kałuża i jego rodzina. To dotyczy osób, które coś chcą robić dla regionu, to się opozycji bardzo nie podoba. Nikogo nie można niszczyć ani poniżać – mówi nam posłanka PiS Barbara Dziuk.
Wicemarszałek z PiS
Opozycyjnym radnym trudno ocenić Kałużę w nowej roli wicemarszałka. – Jako opozycja nie jesteśmy o wielu rzeczach informowani – słyszę.
– Co dobrego pan Kałuża robi dla mieszkańców? – pytam Barbarę Dziuk. Posłanka PiS odpowiada: – On zajmuje się środkami europejskimi. I bardzo dobrze sobie z tym radzi. To są m.in. drogi i różnego rodzaju dotacje. Cała specyfikacja jest na stronie urzędu.
Radni opozycji też chwalą Kałużę za nadzór nad wydziałem Regionalnym Programem Operacyjnym Województwa Śląskiego. Ale i zgodnie dodają, jak Michał Gramatyka: – Właściwie tam nie jest potrzebne zarządzanie, ponieważ dyrektorki poszczególnych działów się nie zmienili. A są to profesjonaliści wysokiej klasy.
Gramatyka nie słyszał o żadnym autorskim pomyśle Kałuży. – Głównie realizowane są tematy, które rozpoczęliśmy jeszcze za naszej kadencji.
Andrzej Molin pamięta, jak obiecywano "dodatkowe pieniądze dla Śląska". – Mieliśmy je dostać w związku z panem Kałużą. Potem zaraz nastąpiła raczej odwrotna sytuacja. Subwencja została obniżona. Nie widzę więc pozytywnych działań, oprócz politycznego zwrócenia uwagi na Śląsk – mówi Molin.
Kałuża w urzędzie marszałkowskim należy też do Komisji Rozwoju i Zagospodarowania Przestrzennego, Komisji Sportu Turystyki i Rekreacji. Zarabia około 11 tys. zł. miesięcznie. I dalej spłaca kredyt hipoteczny.
Kiedyś przeciw Dudzie, teraz w PiS
Kilka miesięcy po przejściu do PiS Kałuża udzielił wywiadu dziennikarzowi prawicowego portalu Niezalezna.pl. I zarzekał się, że żadnych "prezentów" za zmianę barw politycznych nie dostał.
Wytłumaczył też, że to z własnej inicjatywy związał się z PiS. Przyznał, że nie popierał pomysłu utworzenia anty-PiSowskiej koalicji, którą po wyborach zawiązały Koalicja Obywatelska, PSL i SLD. Nazwał to "konserwowaniem układu", sprzeciwiając się zwłaszcza temu, aby dwóch polityków lewicy otrzymało stanowiska w zarządzie województwa.
– Ta sytuacja przelała czarę goryczy. Mówiło się o jednej rodzinie Platformy i Nowoczesnej, a gdy przyszło do rozmowy o sprawach programowych, także o tym, za co Nowoczesna bierze odpowiedzialność w województwie, to Nowoczesnej nigdzie nie ma. I tak ta koalicja nie miałaby prawa rządzić, z tak zachłannym Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Nie, na to się nie godziłem – przyznał.
Już wcześniej Kałuża zmieniał polityczne barwy. Zaczynał jako pełen zapału polityk lokalnego koła Platformy Obywatelskiej. "Lubiany przez kolegów. Kiedy trzeba, to mówi, a jak trza, to godo" – pisała o Kałuży "Gazeta Wyborcza".
Później związał się z Żorską Samorządnością. W 2015 roku został wpisany na listę Nowoczesnej. W wyborach zdobył ponad 9 tys. głosów. Do Sejmu nie wszedł, ale bardziej zaangażował się w działalność polityczną. Kiedy w Żorach pojawił się Andrzej Duda, wykrzykiwał: "Konstytucja".
Tłumaczy nam to tak: – Jeśli pan Kałuża podjął taką niełatwą decyzję, przecież wiemy, co się stało później... To nie była prosta decyzja, ale ważna dla regionu. To jest normalne w polityce. Opozycja robiła tak samo albo i nawet gorzej. A jeżeli on sam przyszedł z taką dojrzałą decyzją, dla dobra regionu, dla mieszkańców, to trudno inaczej na niego patrzeć niż jak na bohatera.
Polityczna przyszłość?
Jaka przyszłość czeka Wojciecha Kałużę? Według Michała Gramatyki kres politycznej kariery obecnego wicemarszałka jest bliski.
– To, co zrobił, zostanie z nim do końca. Nikt go więcej na listę nie wystawi. Wszyscy będą się bali, że w kluczowym momencie zostaną przez niego zdradzeni. A i wyborcy na Śląsku są bardzo pamiętliwy. Kałuża jest dla nich skończony. Odejdzie w niesławie – przewiduje Gramatyka.
O to samo pytam posłankę PiS. – Musi pani zapytać pana Kałużę, czy w ogóle będzie chciał funkcjonować w tej przestrzeni politycznej. Trudno powiedzieć po takich przeżyciach – mówi nam Barbara Dziuk.
Jeden z mieszkańców Śląska tak widzi przyszłość Kałuży: – Myślę, że w przyszłych wyborach pan Kałuża może dostanie jakieś miejsce, ale będzie to miejsce, które spowoduje, że on do tej polityki dalej nie wejdzie. I naturalną drogą jego żywot polityczny się zakończy. A on będzie musiał żyć, iść gdzieś do pracy. Ale jak ludzie zobaczą "Kałuża", to pewnie od razu pomyślą, że to ten, co oszukuje.