Bulwersujące zdarzenia w Sejmie szybko znalazły wytłumaczenie po stronie PiS. To na wniosek opozycji marszałek Elżbieta Witek miała anulować głosowanie. Taki przekaz idzie w świat. A także taki, że w trakcie wyborów do KRS pojawiły się problemy z urządzeniami do głosowania i to opozycja zgłaszała je jako pierwsza. Co naprawdę zdarzyło się w Sejmie?
"Warto przypomnieć, że problemy z głosowaniem jako pierwsi zgłaszali posłowie opozycji i to na ich wniosek Pani marszałek zarządziła powtórne głosowanie" – uderza na TT były rzecznik rządu Rafał Bochenek.
Wicepremier Jacek Sasin na antenie Polsat News twierdził wręcz, że liczni posłowie zgłaszali trudności w głosowaniu. – Sam widziałem las rąk wśród posłów Koalicji Obywatelskiej, opozycji, kiedy pani marszałek pytała, komu nie działa to urządzenie do głosowania, no i w konsekwencji konieczne było zarządzenie powtórzenia tego głosowania przez marszałek – tak tłumaczył nocną burzę w Sejmie.
Podał nawet konkretne nazwisko. – Widziałem chociażby poseł Śledzińską-Katarasińską, która również zgłaszała problemy i mówiła, że trzeba powtórzyć to głosowanie.
"Pytałam o swoją sytuację"
Posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska faktycznie pomyliła się. Jak mówi naTemat, taka sytuacja zdarzyła jej się pierwszy raz. W Sejmie zasiada od I kadencji. – Miałam problem, gdyż za wcześnie oddałam głos – przyznaje. Dlaczego? – Nie wiem. Dochodziła pierwsza w nocy. Może dlatego, że cały ten wieczór był raczej nerwowy? To był moment rozkojarzenia – odpowiada.
Posłanka podeszła do marszałek Witek i zapytała, czy istnieje możliwość, by mogła wrócić do głosowania. – Było to w trakcie głosowania. Podchodziłam pierwsza, kiedy pani marszałek dopytywała jeszcze czy system działa. Pani Marszałek uśmiechnęła się i bardzo miło powiedziała: "Niestety nie". Odpowiedziałam, że rozumiem i wróciłam na miejsce. Nie prosiłam pani marszałek o reasumpcję głosowania. Pytałam o swoją sytuację. Od tego nic nie mogło zależeć – podkreśla.
Śledzińska-Katarasińska zauważa, że posłowie nieczęsto korzystają z tej formy głosowania. Dlatego zdecydowała się podejść do pani marszałek – Pomyślałam, że jeżeli okazałoby się, że mogę wrócić do głosowania, nie zmieniając tego co już zaznaczyłam, tylko jakby je dokończyć, to będę mogła zagłosować na osobę, która w ten sposób w moim głosowaniu się nie zmieściła – mówi.
"Problem nie był w naszych głosowaniach"
Posłowie opozycji twierdzą, że nie zgłaszali problemów. – Owszem, jeden poseł miał problem z kartą, ale to było przy wcześniejszym głosowaniu. Ale przy głosowaniu w sprawie KRS absolutnie nie. Nie słyszałem żadnego takiego głosu. Wręcz przeciwnie. Wszyscy oddali głos. I wszyscy nie mogli się doczekać wyników – mówi naTemat Franciszek Sterczewski, nowy poseł PO.
– Problem nie był w naszych głosowaniach, tylko Klubu PiS. Cały problem zaczął się od tego, że PiS nie przyjęło dobrego obyczaju, żeby dzielić się miejscami w KRS z opozycją, co proponowaliśmy. Brak zgody na to wprowadziło tak nerwową atmosferę – uważa Iwona Śledzińska-Katarasińska. Podkreśla, że pani marszałek nie miała najmniejszego prawa, by anulować głosowanie bez podania jego wyników i ewentualnego wdrożenia procedury reasumpcji.
Poseł PO Jacek Protas, który sam kilka dni temu miał problem z głosowaniem: – To głosowanie zostało powtórzone nie na prośbę opozycji. Wicedyrektor Kancelarii Sejmu mówił przecież, że wszyscy zagłosowali.
Na nagraniu słychać przecież jego słowa: "Nie, to nie można tak. Melduję, że wszyscy posłowie, którzy są na sali, zagłosowali". A potem internauci wytkają, że tego w stenogramie nie ma.
Co zatem wydarzyło się na sali sejmowej?
"Zorientowali się, że źle zagłosowali"
Tego typu głosowanie jak to w sprawie KRS zdarza się dość rzadko i różniło się od zwykłego. Dlatego jak słychać, istniało prawdopodobieństwo, że niektórzy mogli się zwyczajnie pomylić. Posłowie opozycji twierdzą jednak, że to nie oni krzyczeli, że "nie działa". Takie poruszenie widzieli natomiast po stronie PiS.
– Moim zdaniem krzyczeli najprawdopodobniej ci, którzy zorientowali się, że źle zagłosowali. Czyli zatwierdzili nie taki wybór, jaki by chcieli. Pogubić mogli się zwłaszcza młodzi posłowie, ale bardziej dotyczyło to PiS niż opozycji. Przewaga głosów jest tak duża, że gdyby nasi się pomylili to, i tak prawdopodobnie PiS by wygrał. Moim zdaniem zorientowali się, że źle zagłosowali, podbiegli do pani marszałek i stąd wybuchła cała awantura. A pani Witek sprytnie z tego wybrnęła, że to opozycja krzyczała "nie działa" – uważa poseł PO Marek Rząsa.
On twierdzi, że czytniki działały, skoro głosowanie się odbyło. – Mogła nie zadziałać pojedyncza karta, co podczas wcześniejszego głosowania zdarzyło się posłowi Szczerbie. Ale to też zdarza się bardzo rzadko, gdy np. karta jest niedokładnie włożona albo jest zabrudzony czytnik – mówi.
Biały przycisk najważniejszy
Standardowo podczas głosowania posłowie mają opcję "za" (wtedy naciskają zielony przycisk), "przeciw" (czerwony) lub "wstrzymuje się od głosu ("żółty"). Tu trudniej o pomyłkę. Przy takim głosowaniu jak wczoraj było inaczej.
– Jeżeli mamy wybrać cztery osoby z sześciu, to nazwiska tych osób pojawiają się na czytniku. Na dane nazwisko trzeba najechać kursorem i jeśli jest moim wyborem, zaznaczyć przy nim plus. Potem trzeba zjechać do kolejnych nazwisk i przy każdym wyborze zrobić to sami. Dopiero wtedy, na samym końcu, trzeba zatwierdzić wybór białym przyciskiem. Jeśli ktoś wcześniej naciśnie biały przycisk, to oznacza, że jego wybór jest już nie do cofnięcia – tłumaczy nam poseł PO Marek Rząsa.
Ktoś mógł zatem wybrać jedno nazwisko i za szybko nacisnął przycisk. Jego wybór wciąż był ważny, ale maksymalnie mógł postawić cztery krzyżyki i jeśli chciał wybrać jeszcze jakieś nazwisko, to przepadło.
Kaczyński miał problem
Okazuje się, że problem miał też Jarosław Kaczyński. W piątek od rana spekulowano, że to prezes się pomylił. – Nawet prezes Kaczyński miał tę samą sytuację, co poseł Szczerba, że to urządzenie wysiadło już po zagłosowaniu i musiał iść do innego, bo tak powiedziała obsługa, żeby iść do innego urządzenia – tłumaczył potem Ryszard Terlecki.
Miał problem, czy się pomylił? Tego pewnie się nie dowiemy. – Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że pomylił się przede wszystkim pan prezes Kaczyński. Wszyscy widzieliśmy, że miał kłopot, że głosował przy mównicy. A potem wydał polecenie "anuluj" – analizuje poseł Protas.
Franciszek Sterczewski: – Wydaje mi się, że jednym z tych, którzy mieli problem z głosowaniem, był prezes Kaczyński. To on poszedł na mównicę do pani marszałek. Moim zdaniem chodziło o to, że być może bał się, że będzie komentowane, że on źle zagłosował.
Poziom tamagotchi
Nowy poseł KO nie miał żadnego problemu z głosowaniem. Ale zwraca uwagę, że maszynki do głosowania mają prawie 20 lat.
– Są na poziomie tamagotchi albo wczesnego gameboya. To tak, jakbyśmy mieli pager z wąskim ekranem. Wczoraj musieliśmy na nim uruchomić dodatkowy zestaw guzików, którym jest klawiatura numeryczna i strzałeczki góra/dół. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób mogło to być problematyczne i wyobrażam sobie, że można się pomylić. Ale to ludzka rzecz. Póki co taka pomyłka mi się nie zdarzyła – mówi naTemat.
– Rzeczywiście te panele działają różnie. Dwa lata temu, w przerwie wakacyjnej, wymieniono je, zakupiono nowy system do głosowania. Ale potem, nie wiedzieć dlaczego, wrócono do starych urządzeń, które są do tej pory – przyznaje Jacek Protas. Kilka dni temu sam miał problem z urządzeniem. – Panel zachowywał się u mnie jak dyskoteka – dodaje. Ale sytuacja była inna.
Konsternacja w PiS
Instrukcja przed głosowaniem ws. KRS jednak była. Marszałek zawsze ją odczytuje. – Podejrzewamy, że część posłów PiS, widząc, że źle zagłosowała, narobiła rabanu. Po przerwie było słychać, jak doświadczeni posłowie wyskoczyli z ławek, stanęli przy młodych i głośno instruowali, jak mają głosować – zauważa poseł Rząsa.
Podobno w PiS też było mocne zamieszanie. W szeregach partii z powodu nocnego głosowania nasi rozmówcy wyczuwali konsternację. – Sam słyszałem jak jeden z posłów PiS mówił do posłanki tej partii: "Po cholerę ona tam szła. Nawet jak prezes nie zagłosował, to był tylko jeden głos. Skąd ona mogła wiedzieć, że przegraliśmy głosowanie. Takich rzeczy się nie robi" – opowiada poseł Rząsa.
Franciszek Sterczewski: – Miałem wrażenie, że większość PiS-u nie cieszy się z kandydatur do KRS-u, ani do TK. Że tylko pierwsze rzędy klaskały pro forma. Ale lwia część tamtej części sali nie przyjęła tego z entuzjazmem.
Przy standardowym głosowaniu jeśli ktoś się pomyli i naciśnie czerwony przycisk zamiast zielonego, jest możliwość zmiany. Maszyna pamięta ostatni wybór. Tu takiej możliwości nie ma. Naciśnięcie białego przycisku jest nieodwołalne. Ja zawsze dokładnie sprawdzam przed zatwierdzeniem, gdzie zaznaczyłem krzyżyk.
poseł Jacek Protas
Teraz mamy nagrania, na których jest wypowiedź wicedyrektora Kancelarii Sejmu, pani poseł, która wydaje dyspozycje pani marszałek i pana Kaczyńskiego, który mówi "anuluj". To jest kwestia ewidentnego przekrętu, bo posłowie PiS mieli świadomość, że przegrywają to głosowanie.