Zyta Gilowska będzie kandydatką PiS na nowego premiera? Taka plotka obiegła dziś media. Czy była minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego wróci do politycznej gry? – Choć come backi są możliwe, ale Gilowskiej się to nie opłaca – nie ma złudzeń politolog.
PiS chce wystawić swojego premiera i nie będzie to Jarosław Kaczyński – przekonywał dziś rano "Fakt", a za nim wiele serwisów internetowych. Zdaniem dziennikarzy tabloidu, Prawo i Sprawiedliwość na jesieni spróbuje obalić rząd Donalda Tuska konstruktywnym wotum nieufności. W miejsce dotychczasowego premiera będzie chciało powołać Zytę Gilowską.
Zyta Gilowska
Jest profesorem nauk ekonomicznych. Pracowała między innymi w Instytucie Badań nad Gospodarką Rynkową i Instytucie Spraw Publicznych. Była też ekspertem Biura Analiz Sejmowych.
Dwukrotnie była posłem. Najpierw w klubie Platformy Obywatelskiej, z której wystąpiła po oskarżeniach o zatrudnianie w swoim biurze synowej i opłacanie syna jako eksperta. Później przeszła do PiS. W 2006 roku została wicepremierem w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, później ministrem finansów i wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Obecnie jest członkiem Rady Polityki Pieniężnej.
Aby Gilowska została premierem, wniosek o konstruktywne wotum nieufności musiałoby podpisać 46 posłów, a później poprzeć 231. Czyli: cały klub PiS (136 posłów), SLD (25 osób), Ruchu Palikota (43), Solidarnej Polski (19), trzech posłów niezrzeszonych, a także pięciu parlamentarzystów z PSL lub PO.
Zebranie takiej większości wokół Zyty Gilowskiej wydaje się nieprawdopodobne, ale posłowie PiS na łamach tabloidu swojej szansy upatrują w "bratobójczej walce w PO", która ma nastąpić na jesieni między frakcjami popierającymi Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę.
Brak specjalistów
Dlaczego Jarosław Kaczyński miałby w ogóle odstępować komuś posadę szefa rządu? Powód jest prosty – prezes PiS poważnie myśli o prezydenturze. Ale musi znaleźć godne zastępstwo.
Zwolennicy ekonomistki podkreślają jej wysokie kompetencje. Sam Jarosław Kaczyński podczas debaty zorganizowanej przez związaną z PiS Akademię Samorządności i Wyższą Szkołę Biznesu w Dąbrowie Górniczej, przyznał: – Otóż mogę powiedzieć tylko jedno, nie chcę mówić za innych, ale ja bym powierzył swoje pieniądze pani profesor Gilowskiej – powiedział.
Czy powierzyłby jej też przyszłość partii? Plotkę o Zycie Gilowskiej jako następnym premierze z ramienia PiS komentuje dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, politolog:
– Mam wrażenie, że może być coś na rzeczy. Zwłaszcza, że PiS cierpi na niedosyt fachowców ekonomicznych. I pani Gęsicka, i Natalli-Świat kiedyś pracowały na rzecz partii, ale teraz nie widzi się dyskutantów, którzy w ostrym sporze mogliby zmierzyć się z panem Rostowskim czy Balcerowiczem – przekonuje. – A polemiki będą coraz ostrzejsze. Bo dzieje się coraz gorzej.
Już raz zawiodła
Czy jednak PiS będzie mógł Gilowskiej zaufać? Nie dość, że kiedyś zwracała się do Donalda Tuska per "bracie", to jeszcze ma na koncie oskarżenia o kłamstwo lustracyjne (które sąd jednak odrzucił).
Ponadto PiS już raz chciało wystawić Zytę Gilowską jako swojego człowieka w fotelu premiera. Taki pomysł pojawił się przy okazji "studniówki" pierwszego rządu Donalda Tuska. Prawo i Sprawiedliwość, podobnie jak teraz, rozważało złożenie wniosku o konstruktywne wotum nieufności dla gabinetu. Choć, jak twierdzili komentatorzy, do zmiany rządu oczywiście nie miało jak dojść, PiS miało nadzieję na przykrycie podsumowania pierwszych trzech miesięcy działalności.
– Mieliśmy wszystko zaplanowane. Wielką kampanię reklamową, spoty, billboardy. Chcieliśmy przedstawić Gilowską jako Żelazną Damę, która powstrzyma podniesienie wieku emerytalnego i obłoży hipermarkety większymi podatkami – opowiadał później tygodnikowi "Wprost" członek PiS odpowiedzialny za wizerunek partii.
Ostatecznie do zgłoszenia kandydatury Gilowskiej nie doszło, bo sprzeciwiła się temu sama zainteresowana. Gilowska tłumaczyła się tym, że zasiada w Radzie Polityki Pieniężnej, więc nie może angażować się w bieżącą politykę partyjną.
Tego samego argumentu użyła także wcześniej, jeszcze w kampanii wyborczej Jarosława Kaczyńskiego. Prezes niemal pod okiem kamer spotkał się z Gilowską, po czym zapowiedział, że ekonomistka będzie reprezentować partię w debatach gospodarczych.
Sama Gilowska gorliwie zapewniała, że w debacie wystąpi "jeśli ojczyzna będzie tego wymagała". Przekonywała też, że "boi się tylko Boga", więc nie cofnie się przed rozmową z kimkolwiek. Kiedy jednak w kraju rozgorzała debata dotycząca jej zaangażowania, Gilowska wycofała się z obietnic.
– Na miejscu Kaczyńskiego trzymałbym się od Zyty Gilowskiej z daleka – radził wówczas na łamach "Newsweeka" dziennikarz Piotr Śmiłowicz.
Jak Elizabeth Taylor
Zdaniem Ewy Pietrzyk-Zieniewicz, przywołując ponownie Zytę Gilowską, Prawo i Sprawiedliwość nic nie straci, a poprzednie wpadki nie mają tu nic do rzeczy.
– To jest polityka. Mam wrażenie, że w partii nie mają możliwości manewru, bo żadne znane, akceptowane nazwisko się z jej strony nie pojawia. Po pani Gęsickiej nastąpiła spora pustka – przypomina. – Nie raz widzieliśmy come backi. To jak w małżeństwie Elizabeth Taylor, kiedy można kilka razy wychodzić za własnego męża – komentuje politolog.
Nawet jeśli plotki o tym, że PiS chciałby wystawić jako kandydatkę na premiera Zytę Gilowską się potwierdzą, wcale nie jest pewne, czy ekonomistka przyjęłaby propozycję.
– Prawdopodobnie dla niej byłoby to nieopłacalne. Nie tyle wizerunkowo, ile brutalnie mówiąc, z powodów ekonomicznych – przekonuje dr Pietrzyk-Zieniewicz. Zdaniem politolog, PiS nie jest formacją, która w tej chwili ma szansę na dojście do władzy, więc zrezygnowanie ze stanowiska w Radzie Polityki Pieniężnej byłoby ryzykowne.
– Podsumowując: Kaczyński może i chce. Ale Gilowskiej się to nie opłaca – komentuje politolog.
Reklama.
Udostępnij: 1
dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz
politolog
Nie raz widzieliśmy come backi. To jak w małżeństwie Elizabeth Taylor, kiedy można kilka razy wychodzić za własnego męża