
W ostatnim odcinku "Mam Talent" Agnieszce Chylińskiej puściły nerwy i nazwała Tomasza Barana palantem. Część widzów była zażenowana zachowaniem jurorki, jednak mówi się, że miało ono swój powód. Teraz uczestnik programu broni piosenkarki. – To nie do końca były jej słowa – tłumaczy.
REKLAMA
Tomasz Baran, który kolejne etapy rywalizacji pokonywał dzięki swoim umiejętnościom wykonywania sztuczek piłką do gry w koszykówkę, został obrażony na antenie programu przez Agnieszkę Chylińską. – Mi jest przykro, że dopuściliśmy cię do półfinału, bo zachowujesz się jak palant – stwierdziła.
Jak się okazało, to co rozzłościło Chylińską, mogło nie być widoczne dla widza. Jeszcze przed występem Tomasz Baran przyznał, że chciał zaangażować do swojego pokazu jurorów, ale produkcja programu się na to nie zgodziła. Mimo tego próbował to zrobić, kiedy był już na scenie. Nikt jednak go nie rozumiał, bo jego mikrofon nie działał.
Baran nie był jednak urażony zachowaniem wokalistki. – Wiem, że to nie do końca były jej słowa, ponieważ pewne rzeczy miała podpowiadane z reżyserki do słuchawki. Nie mam do niej pretensji, gdyż po zakończeniu emisji odcinka pokazała mi swoją ludzką twarz. Później wypowiadała się o mnie dobrze i przyznała, że na mnie stawiała – powiedział.
– Agnieszka jest tam po prostu pracownikiem i musi się słuchać – dodał. – Dotarło do mnie, że celowo wyłączono mi dźwięk, mimo że nie mówiłem niczego obraźliwego. Były żarty dotyczące jury, na które wcześniej dostałem pozwolenie – podsumował.
źródło: "Super Express"