Kandydatem na zastępcę Mariana Banasia w Najwyższej Izbie Kontroli jest zasłużony dla partii działacz PiS Tadeusz Dziuba. Podczas komisji sejmowej pytany o niejasności przy wynajmie mieszkania, które zajmował, powiedział, że nie wie, kim jest dziennikarka "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska, która sprawę opisała.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Sejmowa komisja ds. kontroli państwowej na wniosek prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasa opiniuje wnioski o powołanie polityków PiS Tadeusza Dziuby i Marka Opioły na stanowiska wiceprezesów NIK. Na posiedzeniu pojawił się także sam Banaś, który przed wejściem na salę nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy.
A podczas samego posiedzenia komisji Tadeusz Dziuba (były poseł PiS) odpowiadał na wątpliwości dotyczące jego mieszkania. Sprawę opisała w głośnym artykule "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska.
"Korespondowałem z tą panią, jeśli się nie mylę Dominika Wielowieyska się nazywa, nie znam tej pani, nie wiem kto to jest" – tak powiedział Tadeusz Dziuba. Jeśli to ignorancja, to naprawdę wstydliwa, bo Wielowieyska to jedna z najbardziej znanych dziennikarek w kraju. A jeśli tylko celowy pokaz braku kultury, tym gorzej świadczy o kandydacie na wiceszefa Najwyższej Izby Kontroli.
Co było w tekście "Wyborczej"?
Dominika Wielowieyska opisała w tekście historię Tadeusza Dziuby. W zeszłej dekadzie był wicedyrektorem delegatury NIK w Poznaniu. W 2004 r. do Izby wpłynęło pismo od jego sąsiadów. Chodziło o służbowe mieszkanie po rodzicach Dziuby, które należało do Lasów Państwowych, o powierzchni 72 metry kwadratowe. Mieszkańcy pisali, że było wynajmowane między innymi studentom.
"Czy pracownicy NIK mają jakieś specjalne przywileje? Ciekawe, czy zgłosił do urzędu, że wynajmuje mieszkanie i czerpie z tego korzyści. Jak to jest możliwe, żeby działacz PiS mógł tak wykorzystywać nasze państwo? Gdzie to prawo i sprawiedliwość?" – brzmiało jedno z pytań.
NIK sprawdzał te zarzuty. W październiku wiceminister finansów w liście do prezesa Izby napisał, że podjęte przez organy podatkowe czynności potwierdziły nieścisłości w rozliczeniach podatkowych p. Tadeusza Dziuby. Urząd skarbowy uznał za celowe wszczęcie postępowań podatkowych za lata 2001 i 2002. Ostatecznie urząd stwierdził, że z zeznaniami podatkowymi jest wszystko w porządku.
W posiadaniu "Gazety Wyborczej" jest natomiast kopia umowy najmu zawartej z Lasami Państwowymi. Opiewa na 600 zł za miesiąc. Jest w niej jasny zapis, że zakazany jest podnajem osobom trzecim. A w wykazie osób uprawnionych do zamieszkania widnieje wyłącznie Tadeusz Dziuba.
Inny paragraf mówi, że trzeba "zawiadomić niezwłocznie wynajmującego o każdej zmianie osób uprawnionych do wspólnego z nim zamieszkania". A rzeczniczka prasowa Lasów Państwowych Anna Malinowska poinformowała "GW", że Dziuba otrzymał zgodę jedynie "na nieodpłatne wynajęcie mieszkania krewnej".
Sam Dziuba pytania "Wyborczej" uznał za nękanie i podkreślał, że Urząd Skarbowy nieprawidłowości się nie dopatrzył. Dziennikarze poznańskiego oddziału „GW” sprawdzili, że – według relacji lokatorów – mieszkanie Dziuby zajmowała jedna lub dwie studentki. Wcześniej mieszkał tam m.in. były wicedyrektor poznańskiej delegatury NIK Ryszard Pelczar. – Ale dyrektorowi Dziubie nic nie płaciłem – zapewniał.