"Płaczemy" i "zgrzytamy zębami" – słyszę, kiedy pytam o to, skąd samorządy wezmą środki na wypłatę podwyżek dla pracowników szkół. – Teraz wieści są jeszcze gorsze. Samorządy alarmują, że nawet na wynagrodzenia dla nauczycieli może zabraknąć im pieniędzy z subwencji oświatowej – mówi nam Magdalena Kaszulanis, rzecznik pasowa ZNP.
Mała szkoła w południowej części Polski. Nauczyciele nie mają tu spokojnych głów: – Nie płacą nam. Możemy nie dostać pensji na święta. Starostwo nie otrzymało właściwej transzy z ministerstwa. A samo nie ma, bo jest zadłużone. Wśród nauczycieli wkurzenie. Powiedzieli, że mają zamiar oglądać filmy i nie pracować – opowiada nam anglistka z niewielkiego liceum.
W najgorszej sytuacji są nauczycielskie pary i samotni rodzice, którzy wybrali ten zawód.
– Przychodzili do nas nauczyciele, często samotne matki, które mówiły, że nie mają pieniędzy na życie, a pensja nie wpływa. Pamiętajmy, że nauczyciele zarabiają za mało i z reguły nie mają oszczędności – zaznacza Magdalena Kaszulanis, rzecznik pasowa ZNP.
Takich sygnałów Związek Nauczycielstwa Polskiego otrzymuje coraz więcej. – Są kłopoty z wypłacaniem pensji. Wcześniej informowano nas o wypłatach dodatków, m.in. za wychowawstwo. A teraz wieści są jeszcze gorsze. Samorządy alarmują, że może zabraknąć im pieniędzy, które otrzymują z subwencji oświatowej, nawet na wynagrodzenia nauczycieli – dodaje Kaszulanis.
We wrześniu pensje nauczycieli wzrosły o 9,6 proc. A Związek Miast Polskich już w połowie roku alarmował, że samorządy będą miały ogromny problem. I faktycznie, dziś samorządowcy narzekają, że rząd nie przekazał im odpowiednich kwot na podwyżki. ZMP podaje, że niedoszacowanie podwyżek z 2018 i 2019 roku to już 2,1 mld zł.
120 nauczycieli czekało na pensję
Z takim problemem musieli zmierzyć się w mazowieckim Zawidzu, gdzie na pensje dla nauczycieli zabrakło pół miliona złotych. Wójt Dariusz Franczak szukał pieniędzy na wypłaty dla pracowników szkół – ostatecznie zdecydował się na przesunięcia w budżecie.
– Przesunęliśmy środki z inwestycji, a konkretnie z budowy drogi i mostu. Uzupełniliśmy te braki pożyczką na zadania inwestycyjne. Jesteśmy w trakcie procedowania kredytu w kwocie 400 tys zł – tłumaczy nam Franczak.
I dzięki temu na konta 120 nauczycieli z Zawidza listopadowe pensje wpłynęły, choć dopiero 22 dnia miesiąca.
Na edukację w Zawidzu wydają 11 mln zł, podczas gdy z subwencji otrzymują 7,4 mln zł. – Czyli musimy dołożyć prawie 4 mln zł. Do tego należy doliczyć dowozy uczniów do szkół, czyli kolejny milion złotych – rozkłada ręce wójt Zawidza.
Franczak podkreśla, że subwencja nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów podwyżek dla pracowników szkół. Tym bardziej, że klasy w szkołach (w gminie – oprócz czterech podstawówek – działają także technikum i liceum) nie są liczne. Średnio składają się z 11 uczniów.
– Demografia u nas cały czas spada, dzieciaków w klasach ubywa, a wynagrodzenia dla nauczycieli rosną. Otrzymujemy około 10 tys. zł subwencji na dziecko, a wydajemy około 16-17 tys. zł. Czyli musimy do każdego dołożyć ponad 6 tys. zł – mówi wójt.
Franczak wyliczył, że nawet jeśli w przyszłym roku wszystkie wolne środki z budżetu przesunie na oświatę, to i tak zabraknie około 1,5 mln zł. – Pieniędzy na wypłaty dla nauczycieli wystarczy nam w 2020 roku do września. I jak mówiłem, zabraknie 1,5 mln zł albo i więcej – tłumaczy.
Minister edukacji Dariusz Piontklowski wójtowi Zawidza zarzucał niegospodarność albo upolitycznienie.
– To niech pan minister do mnie przyjedzie, siądziemy razem nad budżetem. Ja lubię rzeczowe rozmowy. Wydaje mi się, że to pan minister robi propagandę, ja opieram się na liczbach, a 2+2 to jest cztery, a nie pięć – podkreśla.
Szkoły zamykają
Jedni, by zobrazować sytuację samorządów powtarzają, że te "zgrzytają zębami", inni że "płaczą". – Są w trudnej sytuacji, bo skoro nauczyciel pracuje, to trzeba mu płacić. I szukają tych pieniędzy w budżecie – mówi Kaszulanis z ZNP. I przypomina, że to samorządy zapłaciły za wprowadzenie reformy edukacji (m.in. likwidację gimnazjów i przystosowanie szkół podstawowych do większej liczby klas).
Już teraz w niektórych szkołach są problemy z wypłatą wynagrodzeń. – Za chwilę będziemy musieli ograniczać ofertę edukacyjną wąsko i szeroko rozumianą. To mogą być i zajęcia sportowe, i zajęcia kulturalne, ale one wszystkie przekładają się na nasz poziom wiedzy, kompetencji i umiejętności – mówi nam Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu Związku Miast Polskich ds. legislacji.
Wójcik jest przekonany, że wszystko może odbić się na uczniach. I podaje pierwszy z brzegu przykład. – W powiecie kłobuckim zamknięto szkołę, dlatego, że nie było pieniędzy na jej modernizację i na wypłatę wynagrodzeń dla nauczycieli. W związku z tym dzieci są wożone do innej placówki – tłumaczy Wójcik.
Chodzi o szkołę w Rębielicach Szlacheckich. Zadecydowano, że placówkę trzeba zamknąć, ponieważ stan budynku zagraża dzieciom. A gminy nie stać na remont. – Nastąpiło podwyższenie wydatków na oświatę w tak małej gminie jak nasza do trzech milionów złotych. Czyli jest to powiększenie dwukrotne – tłumaczyła dziennikarzom TVN24 wójt gminy Lipie Bożena Wieloch.
Marek Wójcik zaznacza, że ZMP jest po stronie nauczycieli. – Uważamy, że powinni godziwie zarabiać. I w związku z tym apelowaliśmy do pana ministra o spotkanie i pilną rozmowę na temat tego w jaki sposób te godziwe zarobki im zapewnić. Dzisiaj są bowiem na tak niskim poziomie, że zniechęcają do pracy w szkole. Już teraz przeżywamy ogromne problemy ze względu na brak nauczycieli zawodu, przedmiotów ścisłych i języków.
W środę podczas posiedzenia komisji wspólnej rządu i samorządu terytorialnego minister edukacji Dariusz Piontkowski obiecał, że poprosi szefa resortu finansów o zwiększenie subwencji oświatowej. W budżecie państwa na przyszły rok zaplanowano na ten cel 49 mld 735 mln zł (o blisko 6 proc. więcej niż w 2019 roku).
Ile gminy będą musiały dołożyć do oświaty? – pytam. – W roku 2020 roku będzie to około 28-29 mld zł. To prognoza pozytywna, która nie uwzględnia nauczycielskich podwyżek, na które nie ma ani złotówki w budżecie państwa – odpowiada Wójcik.
W kampanii wyborczej Dariusz Piotnkowski wabił nauczycieli kolejnymi podwyżkami w 2020 roku. Wspominał o 6 proc. Ale w budżecie pieniędzy nie widać.