
Długo wyczekiwany start 3. sezonu "Watahy" za nami. Jest mroczniej, dynamiczniej, a Leszek Lichota, ponownie wcielający się w postać strażnika po przejściach, daje niezwykle przekonujący popis aktorski. Z serialowym Rebrowem miałem okazję porozmawiać niedługo przed premierą. Opowiedział mi m.in. o tym, dlaczego na plan filmowy nie rusza się bez stołu do snookera.
Pozostali członkowie ekipy próbowali z tobą grać?
Tak naprawdę to wyprowadzka. W zasadzie zabierasz tam pół domu i musisz sobie ogarnąć codzienne życie. To też ogromne poświęcenie dla całej ekipy, bo wiąże się z długoterminowym rozstaniem się z rodziną. Aktorzy jeszcze mają ten komfort, że nie są potrzebni na planie codziennie. Nawet grając główną rolę miałem kilkudniowe przerwy. Natomiast pozostała ekipa była na planie non stop po kilkanaście godzin.
Teraz było jeszcze trudniej mi wejść w rolę. O Rebrowie z drugiego sezonu myślałem jak o kompletnie nowej postaci. Miał inny wygląd, poglądy, stał się innym człowiekiem po tym, co przeszedł. Nie musiałem wracać i przypominać sobie kim był w pierwszym sezonie. Stworzyłem go na nowo.
Czego możemy się jeszcze spodziewać? Wielowątkowej historii, która nie jest już oparta na Rebrowie, który przed czymś ucieka lub kogoś goni. Będzie musiał działać w ramach tytułowej „watahy”. Każdy z jej członków będzie musiał przełknąć swoje ego i pozwolić sobie pomóc. Inaczej, popełnia błędy, których konsekwencji nie da się odkręcić.
