
Kiedy w na samym początku filmu małżonkowie, głosem narratora, wyliczają swoje wzajemne zalety, od razu sobie myślimy: oho, coś się zaraz spartoli. I faktycznie tak się dzieje. Tytuł jest mylny, to historia rozpadu małżeństwa. Problem w tym, że długo nie wiemy i nie rozumiemy, dlaczego ta niby idealna para chce wziąć rozwód.
Niektórzy sądzą, że scenariusz tego filmu jest sprawą umowną. To nie do końca prawda. Jego autor, który jest równocześnie reżyserem, Noah Baumbach ("Walka żywiołów", "Fantastyczny Pan Lis", "Frances Ha", "Opowieści o rodzinie Meyerowitz (utwory wybrane)") po prostu wyłamuje się schematom klasycznego dramatu o nieszczęśliwej miłości.
Coś się popsuło
Jednym z głównych motywów jest proces rozwodowy, który pokazuje absurdy systemu sądownictwa i generalnie - współczesnych małżeństw. Właśnie ten aspekt filmu najbardziej prowokuje do myślenia. Zastanawiamy się nad tym jaką ewolucję przeszła sama instytucja małżeństwa. Przed laty ludzie "nie opuszczali się aż do śmierci", teraz potrafią rozstać się po niespełna roku. Czy było lepiej, kiedy para była skazana na siebie? A może teraz, gdy się nawet nie staramy, bo rozwód można wziąć z łatwością?
"Historia małżeńska" nie jest jednak traumatycznym przeżyciem. Co prawda doświadczamy rozdzierających serce scen, ale nie brakuje w nim inteligentnego humoru, który rozładowuje napięcie i pozwala polubić i zrozumieć bohaterów. Przywodzi to na myśl stylistykę filmów Woody'ego Allena. Opowiadanie historii jest dodatkowo wzmacniane przez mocne zbliżenia kamery lub naprawdę długie ujęcia przypominające spektakl teatralny. Nastroje bohaterów są dodatkowo odwzorowywane w scenografii. W tym filmie wszystko gra. A zwłaszcza para głównych bohaterów.