Joanna Kluzik-Rostkowska
Joanna Kluzik-Rostkowska Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

"Nie straszcie mnie Kaczyńskim" – apelowała z okładki "Newsweeka" w październiku 2010 roku, po czym w świetle kamer ogłosiła powstanie nowej partii, która miała wywrócić do góry nogami polską politykę. Wtedy była na fali. A dziś? Znów jest gwiazdą tygodnika – w rankingu "Polityki" Joanna Kluzik-Rostkowska została uznana za jedną z najgorszych posłanek.

REKLAMA
"Spodziewano się po niej intensywnej pracy nad kwestiami społecznymi. Przecież zawsze deklarowała, że najbliższa jest jej komisja polityki społecznej i rodziny. Na razie sprawia jednak solidny zawód, jakby była mocno speszona zmianą barw partyjnych. Przykre to, bowiem akurat ta posłanka w latach ubiegłych często zajmowała w rankingu miejsca w gronie najlepszych" – czytam w uzasadnieniu decyzji sejmowych dziennikarzy, którzy głosując w corocznym rankingu tygodnika "Polityka" zaklasyfikowali Joannę Kluzik-Rostkowską do kategorii najgorszych posłów.
Kiedy pytam dawnych i obecnych współpracowników Kluzik-Rostkowskiej, co spowodowało, że znalazła się w tym niechlubnym gronie, nie mają wątpliwości: to przykra konsekwencja transferu do Platformy Obywatelskiej. – Nie została obdarzona żadną funkcję ze strony PO i pewnie z tego wynika fakt, że jest mniej widziana i niedoceniona przez dziennikarzy – mówi naTemat Anna Bańkowska, posłanka SLD, która z Kluzik-Rostkowską pracuje w sejmowej komisji polityki społecznej (sama w rankingu "Polityki" znalazła się wśród najlepszych).
Podobną diagnozę stawia Paweł Poncyljusz, jeden ze współzałożycieli partii Polska Jest Najważniejsza. – Trudno się dziwić, że ktoś, kto robi taką woltę, przez nową partię traktowany jest jako atrakcja sezonu, a potem spotyka się z twardą rzeczywistością – stwierdza.
Na marginesie
Był początek lat 90., kiedy niespełna 30-letnia Kluzik-Rostkowska związała się z "Expressem Wieczornym". Szefował mu Andrzej Urbański z Porozumienia Centrum, partii Jarosława Kaczyńskiego. Potem "Wprost", "Nowe Państwo" i ostatni etap, czyli "Przyjaciółka". Skończyła z dziennikarską karierą dopiero wtedy, kiedy Lech Kaczyński wygrał wybory na prezydenta Warszawy. – Teraz czasem tęsknie za dziennikarstwem. Ale nie w tym sensie, że chciałabym wrócić, ale raczej dlatego, co czasem miałabym ochotę coś napisać – przyznaje w rozmowie z naTemat Kluzik-Rostkowska.
Joanna Kluzik-Rostkowska
posłanka PO

W PiS zawsze byłam na marginesie poglądów. Dlatego też byłam łatwiej zauważalna przez dziennikarzy.

Do Kaczyńskiego, prezydenta stolicy, przyszła w 2004 roku z propozycją utworzenia portalu miasta. To właśnie w ratuszu poznała Elżbietę Jakubiak, długoletnią przyjaciółkę, nie tylko polityczną. Razem po wyborach prezydenckich w 2005 roku przeniosły się do Pałacu Prezydenckiego i zdecydowały się na działalność w PiS. Niedługo potem przyszło pierwsze rozczarowanie: Kluzik-Rostkowska nie zdobyła mandatu w wyborach parlamentarnych. To nie przeszkodziło jej jednak, by w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza objąć stanowisko wiceministra pracy.
Już wtedy wywołała kontrowersje, udzielając "Gazecie Wyborczej" wywiadu, w którym pozytywnie wypowiedziała się o in vitro. – W PiS zawsze byłam na marginesie poglądów. Dlatego też byłam łatwiej zauważalna przez dziennikarzy – tłumaczy dziś Kluzik-Rostkowska.
Po wyborach w 2007 roku wróciła do ministerstwa pracy, tym razem w roli ministra i już z mandatem parlamentarnym w kieszeni. Po szczeblach partyjnej hierarchii wspinała się szybko, czego dowodem był słynny występ w roli "aniołka Kaczyńskiego". Razem z Aleksandrą Natalli-Świat i Grażyną Gęsicką wzięła udział w spocie PiS, który miał zaprezentować łagodną i merytoryczną twarz tej partii.
A miało być tak pięknie...
Pięknie miało być dwa razy. Pierwszy, kiedy przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku została szefową sztabu wyborczego Jarosław Kaczyńskiego. Jak wyszło? – Wielu moich znajomych oczekiwało, że po katastrofie smoleńskiej nastąpi zakończenie sporów i konfliktów. I doskonałą odpowiedzią na to była kampania wyborcza Kaczyńskiego, której Joanna Kluzik-Rostkowska była twarzą – ocenia senator Jan Filip Libicki, który z PJN do PO przeszedł wraz z Kluzik-Rostkowską.
Jedno trzeba jej przyznać: faktycznie odmieniła Jarosława Kaczyńskiego. Sprawiła, że zadeklarował koniec wojny polsko-polskiej i wystąpił nawet z przesłaniem do "przyjaciół Rosjan". Ale kiedy prezes przegrał z Bronisławem Komorowskim (53 do 46 proc. w drugiej turze), Kluzik-Rostkowska znalazła się na aucie.
Określenie "znam Jarosława od lat i nigdy się na nim nie zawiodłam", tak często przez nią używane, stało się nieaktualne, bo Kaczyński najpierw nie chciał z nią w ogóle rozmawiać, a potem na pierwszy medialny plan wysunął tych, którzy ostro krytykowali Kluzik-Rostkowską i spółkę za kampanię prezydencką.
Paweł Poncyljusz

Byliśmy przekonani, że wychodząc z PiS do PJN, każdy wiosłuje w tym samym kierunku.

Wtedy w gronie kilku polityków odpowiedzialnych za kampanię narodziła się myśl: wychodzimy. – Byliśmy przekonani, że wychodząc z PiS do PJN, każdy wiosłuje w tym samym kierunku – wspomina Paweł Poncyljusz. A co myślała Kluzik-Rostkowska, kiedy w świetle kamer ogłaszała wraz z Elżbietą Jakubiak, ze odchodzi z PiS? – Jak się rozpoczyna coś nowego w polityce, zawsze ma się nadzieję, że się uda. Ogłaszając decyzję miałam nadzieję, że się uda, że warto ryzykować – mówi.
Wtedy, w partii Polska Jest Najważniejsza, miało być pięknie po raz drugi. I było, ale tylko przez chwilę.
Tylna ławka rezerwowych
Joanna Kluzik-Rostkowska
posłanka PO

W PO czuję się dobrze. Mam poczucie, że jestem wśród ludzi, którzy myślą podobnie. Nigdy nie żałowałam tej decyzji, a ileż można być na pierwszym froncie. Czy to jest czwarta czy dwudziesta czwarta ława w Sejmie, bez znaczenia.

4 proc., 6 proc., 2 proc. – wyniki sondaży brzmiały dla PJN jak kolejne wyroki. Dla "Kluzicy", jak nazywają byłą szefową tej partii koledzy, był to sygnał, by rozglądać się za szalupą ratunkową. – Lidera politycznego ocenia się po tym, ilu ludzi przeprowadza suchą nogą przez zły czas. A Joanna przeprowadziła cztery osoby do PO i wszyscy jesteśmy w parlamencie. W tym sensie jej kwalifikacje i decyzję o odejściu z PJN oceniam najwyżej, jak to możliwe – mówi Jan Filip Libicki.
Paweł Poncyljusz: – Nie spodziewałem się, że odejdzie. Gdyby została, partia PJN miałaby większe szanse.
Kluzik-Rostkowska jest w Platformie Obywatelskiej już ponad rok. Nie widać jej w mediach, nie błyszczy w parlamencie. – Mówię uczciwie: w PO czuję się dobrze. Mam poczucie, że jestem wśród ludzi, którzy myślą podobnie. Nigdy nie żałowałam tej decyzji, a ileż można być na pierwszym froncie. Czy to jest czwarta czy dwudziesta czwarta ława w Sejmie, bez znaczenia – stwierdza.
A co z rankingiem "Polityki"? – Przyjmuję to z pokorą. Dwukrotnie byłam już w tym rankingu w gronie "posłów-liderów". Przygotowałam pakiet dotyczący rynku pracy i przedsiębiorczości. Tyle że jeszcze nie zdążyłam pokazać efektów... – dodaje Kluzik-Rostkowska.