
O tej dziwnej sytuacji pisaliśmy zaraz po tym, gdy w Sztokholmie ogłoszono tę radosną dla Polski wiadomość – że Olga Tokarczuk została laureatką literackiej Nagrody Nobla.
Małą aktywność polskiej placówki dyplomatycznej wytłumaczyć jest bardzo łatwo. W Sztokholmie Polska nie ma ambasadora od 30 czerwca 2018 r. Do tego momentu ambasadorem był Wiesław Tarka. Za co został odwołany? Można powiedzieć, że za... zbytnią niezależność.
W szwedzkich mediach podawano listę gości zaproszonych do króla. Zgodnie ze zwyczajem, zaprasza się ambasadorów (wraz z żoną/mężem) tych państw, które w danym roku mogą się cieszyć z faktu, iż ich obywatel zdobył Nagrodę Nobla. Ta lista to wstyd dla Polski. Bo tylko nasz kraj reprezentowała osoba o niższej randze.
Polska dyplomacja została upolityczniona. I przykre jest, że w roku, w którym hucznie świętujemy setną rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych, widać jak na dłoni, jak niedobra jest sytuacja kadrowa w polskich służbach dyplomatycznych. A przykre jest to tym bardziej, że kiedy sto lat temu rodziła się niepodległa Polska, Szwecja już od razu w listopadzie 1918 r. przeorganizowała swój MSZ i założyła dział do spraw relacji z Polską.
Jeśli chodzi o relacje ze Sztokholmem, jak zauważa dr Sibora, sprawa jest o tyle niezręczna dla nas, że ambasador Szwecji w Polsce jest i działa bardzo aktywnie. – O ile wiem, mówi dobrze po polsku. I z tego, co mi wiadomo, szwedzki ambasador dba o rangę stosunków naszych państw – zwraca uwagę ekspert.
Brak ambasadora polskiego w Szwecji, a obecność jedynie Charge d’affaires w randzie zaledwie II sekretarza, niedobrze świadczy o naszym kraju. Z reguły Charge d’affaires kieruje ambasadą wtedy, kiedy jest jakiś kryzys w stosunkach dyplomatycznych. Bywa, że się odwołuje ambasadora ostentacyjnie i wtedy on przejmuje jego obowiązki. Ale w relacjach ze Szwecją to nie jest taka sytuacja. Więc tym bardziej jest to niezrozumiałe.
Dlaczego zatem ten stan bezkrólewia trwa i trwa? Ta sytuacja to z kolei efekt wojen wewnętrznych w obozie władzy. Bo w parę miesięcy po dość nagłym odwołaniu ambasadora Wiesława Tarki (obecnie jest koordynatorem ds. tegorocznego poznańskiego szczytu Bałkanów Zachodnich) kandydatka na nowego ambasadora była. Była i... w dość tajemniczych okolicznościach się rozpłynęła.
Cezary Gmyz z TVP, który pojechał do Sztokholmu, aby relacjonować wręczenie Oldze Tokarczuk Nagrody Nobla, w dniu ceremonii zapewniał na Twitterze, że już wkrótce wakat na stanowisku ambasadora RP w Szwecji stanie się przeszłością.
"Tylko dlatego nie mamy ambasadora w Szwecji, że ze względu na wybory i proces konstytuowania się Sejmu nie była zwoływana Komisja Spraw Zagranicznych, która MUSI zaopiniować kandydaturę" – tłumaczył Gmyz, kompletnie ignorując fakt, że to ani trochę nie jest kwestia jesiennych wyborów, bo przecież ambasadora w Szwecji nie ma od czerwca 2018. Ale będzie – twierdzi Gmyz: "Niebawem będziemy mieli bardzo dobrego ambasadora. A konkretnie (feminityw) ambasadorkę".
"No, ale z drugiej strony, czy to jest jakiś ważny kraj?" – podsumował z goryczą swoje rozważania na temat polsko-szwedzkich relacji dyplomata Witold Jurasz. No, tak, dziś wygląda na to, jakby dla polskich władz ważny kraj w polityce zagranicznej był tylko i wyłącznie jeden.