"Krótko a propos Nagrody Nobla dla Olgi Tokarczuk. W ceremonii nie brał otóż udziału ambasador RP. Nie brał udziału, bo go nie ma" – zwrócił uwagę po uroczystościach w Sztokholmie Witold Jurasz, dyplomata, prezes Ośrodka Analiz Strategicznych. – To bardzo niedobrze świadczy o Polsce. Jakby był jakiś kryzys w stosunkach polsko-szwedzkich – komentuje w rozmowie z naTemat dr Janusz Sibora, ekspert w dziedzinie protokołu dyplomatycznego.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Z czego tu się cieszyć?
O tej dziwnej sytuacji pisaliśmy zaraz po tym, gdy w Sztokholmie ogłoszono tę radosną dla Polski wiadomość – że Olga Tokarczuk została laureatką literackiej Nagrody Nobla.
Już wtedy po reakcji polskich służb dyplomatycznych było widać, że jest coś mocno nie tak. Radości z sukcesu Polki zbyt wielkiej nie było.
Na stronie internetowej polskiej ambasady w Sztokholmie na temat Nobla dla Tokarczuk można było wówczas znaleźć zaledwie jedną przeklejoną depeszę PAP i tytuł, gdzie noblistkę nazwano "pisarką i aktywistką". Jakby to za działalność jako "aktywistki" przyznawano literackie Noble.
Kadrowe zmiany "dobrej zmiany"
Małą aktywność polskiej placówki dyplomatycznej wytłumaczyć jest bardzo łatwo. W Sztokholmie Polska nie ma ambasadora od 30 czerwca 2018 r. Do tego momentu ambasadorem był Wiesław Tarka. Za co został odwołany? Można powiedzieć, że za... zbytnią niezależność.
Jak mówiła mi osoba dobrze zorientowana w meandrach dyplomacji, ambasador Tarka był uważany za człowieka z ekipy PiS (był dyrektorem jednego z Biur w Urzędzie m. st. Warszawy za prezydentury Lecha Kaczyńskiego w stolicy, za pierwszego rządu PiS pracował w MSZ i MSWiA). Stracił fotel ambasadorski, bo - jak twierdzi mi mój rozmówca - był osobą zbyt samodzielnie myślącą, więc nie pasował do układu "dobrej zmiany".
I od tego momentu ambasadora brak. Choć personalne zmiany w ambasadzie następują raz po raz. Jeszcze pod koniec czerwca tego obowiązki ambasadora pełnił Charge d’affaires Tomasz Grzybkowski.
Obecnie, zaledwie 12 sierpnia, placówką kieruje jako p.o. ambasadora Iwona Jabłonowska, II sekretarz, Charge d’affaires. I to ona reprezentowała polską dyplomację i na ceremonii wręczenia nagród, i na późniejszym bankiecie z udziałem króla Karola XVI Gustawa.
To się rzuca w oczy
W szwedzkich mediach podawano listę gości zaproszonych do króla. Zgodnie ze zwyczajem, zaprasza się ambasadorów (wraz z żoną/mężem) tych państw, które w danym roku mogą się cieszyć z faktu, iż ich obywatel zdobył Nagrodę Nobla. Ta lista to wstyd dla Polski. Bo tylko nasz kraj reprezentowała osoba o niższej randze.
Wielka Brytania, USA, Francja, Japonia, Kanada, Austria, Indie, Szwajcaria i Norwegia – w imieniu tych państw w przyjęciu u króla uczestniczyli ambasadorowie. Tylko nie Polski.
– W świecie dyplomacji to się bardzo rzuca w oczy. Nawet jeśli nikt tego głośno nie powie, to każdy wyciągnie wnioski – komentuje w rozmowie z naTemat dr Janusz Sibora, ekspert w dziedzinie protokołu dyplomatycznego.
Dr Sibora przypomina, że to przecież nie tylko Szwecja – jest o wiele więcej państw, gdzie Polska albo nie ma ambasadora (Turcja czy Grecja), albo długo nie było (Japonia), albo nominowała na to stanowisko taką osobę, że to dla naszego kraju jest kompromitujące (słynna sprawa posła PiS Konrada Głębockiego, który został ambasadorem RP w Rzymie i momentalnie się ze wszystkimi na miejscu skonfliktował).
Niezręczna sytuacja
Jeśli chodzi o relacje ze Sztokholmem, jak zauważa dr Sibora, sprawa jest o tyle niezręczna dla nas, że ambasador Szwecji w Polsce jest i działa bardzo aktywnie. – O ile wiem, mówi dobrze po polsku. I z tego, co mi wiadomo, szwedzki ambasador dba o rangę stosunków naszych państw – zwraca uwagę ekspert.
"Bywa tak, że charge d'affaires jest równie sprawny lub nawet sprawniejszy od ambasadora (nie żebym był obiektywny w tej sprawie), ale charge d'affaires to jednak tyle co p.o. ambasadora i w pewnych sytuacjach lepiej by ambasador jednak był (tu już jestem obiektywny). W wypadku Szwecji, z którą łączy nas zarówno członkowsko w UE jak i coraz bliższe relacje w zakresie bezpieczeństwa wypadałoby placówkę obsadzić" – zwraca uwagę wspomniany na początku Witold Jurasz.
Wojna Pałacu z MSZ-tem
Dlaczego zatem ten stan bezkrólewia trwa i trwa? Ta sytuacja to z kolei efekt wojen wewnętrznych w obozie władzy. Bo w parę miesięcy po dość nagłym odwołaniu ambasadora Wiesława Tarki (obecnie jest koordynatorem ds. tegorocznego poznańskiego szczytu Bałkanów Zachodnich) kandydatka na nowego ambasadora była. Była i... w dość tajemniczych okolicznościach się rozpłynęła.
W październiku 2018 r. sejmowa komisja spraw zagranicznych przesłuchała Karolinę Ostrzyniewską, szefową Departamentu Komitetu do Spraw Europejskich w MSZ. Jej kandydatura na ambasadora w Szwecji uzyskała pozytywną opinię. Ale po pewnym czasie ministerstwo wycofało kandydaturę Ostrzyniewskiej.
W środowiskach polonijnych mówiło się wówczas, że to dlatego, iż prezydent Andrzej Duda odmówił podpisania nominacji ambasadorskiej dla Ostrzyniewskiej; miał bowiem własnego kandydata. I ten klincz pomiędzy MSZ a Pałacem Prezydenckim wciąż się utrzymuje.
"Tylko dlatego nie mamy ambasadora w Szwecji, że ze względu na wybory i proces konstytuowania się Sejmu nie była zwoływana Komisja Spraw Zagranicznych, która MUSI zaopiniować kandydaturę" – tłumaczył Gmyz, kompletnie ignorując fakt, że to ani trochę nie jest kwestia jesiennych wyborów, bo przecież ambasadora w Szwecji nie ma od czerwca 2018. Ale będzie – twierdzi Gmyz: "Niebawem będziemy mieli bardzo dobrego ambasadora. A konkretnie (feminityw) ambasadorkę".
Z pytaniami w tej sprawie zwróciliśmy się do MSZ. "Trwa wieloetapowa procedura mianowania Ambasadora Nadzwyczajnego i Pełnomocnego RP, niemniej jednak planujemy, że objęcie placówki nastąpi I kwartale 2020 r." – odpisało nam ministerstwo.
Obserwując liczne nominacje PiS można mieć jednak obawy co do tego, jaka kandydatura zostanie wysunięta. Wystarczy wspomnieć, kogo wydelegowano na stanowisko dyrektora Instytutu Polskiego w Sztokholmie – instytucji, która w założeniach ma promować Polskę, jej kulturę i naukę. W połowie tego roku na czele tej placówki stanął ekspert... od żużla.
Ważny kraj
"No, ale z drugiej strony, czy to jest jakiś ważny kraj?" – podsumował z goryczą swoje rozważania na temat polsko-szwedzkich relacji dyplomata Witold Jurasz. No, tak, dziś wygląda na to, jakby dla polskich władz ważny kraj w polityce zagranicznej był tylko i wyłącznie jeden.
Reklama.
dr Janusz Sibora
historyk i badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego
Polska dyplomacja została upolityczniona. I przykre jest, że w roku, w którym hucznie świętujemy setną rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych, widać jak na dłoni, jak niedobra jest sytuacja kadrowa w polskich służbach dyplomatycznych. A przykre jest to tym bardziej, że kiedy sto lat temu rodziła się niepodległa Polska, Szwecja już od razu w listopadzie 1918 r. przeorganizowała swój MSZ i założyła dział do spraw relacji z Polską.
dr Janusz Sibora
historyk i badacz dziejów dyplomacji oraz protokołu dyplomatycznego
Brak ambasadora polskiego w Szwecji, a obecność jedynie Charge d’affaires w randzie zaledwie II sekretarza, niedobrze świadczy o naszym kraju. Z reguły Charge d’affaires kieruje ambasadą wtedy, kiedy jest jakiś kryzys w stosunkach dyplomatycznych. Bywa, że się odwołuje ambasadora ostentacyjnie i wtedy on przejmuje jego obowiązki. Ale w relacjach ze Szwecją to nie jest taka sytuacja. Więc tym bardziej jest to niezrozumiałe.