
Polska nie ma swojego ambasadora w Szwecji od blisko półtora roku. Wnioski, na ile istotne dla rządu w Warszawie są relacje z władzami w Sztokholmie, proszę sobie wyciągnąć samemu.
Bo to nie jest tak, że laureat przylatuje do stolicy Szwecji odebrać nagrodę, uściśnie parę rąk i wraca do siebie. Dni przed samym wręczeniem bez wątpienia najważniejszych wyróżnień świata (choćby senator Bonkowski miał w tej kwestii odmienne zdanie) to czas bardzo gorący. Poprzedza go Tydzień Nobla, który rozpoczyna się nieformalnym spotkaniem laureatów w Muzeum Nobla w Sztokholmie. Potem jest seria konferencji, rautów, wykładów, spotkań ze studentami i uczniami...
– Polskie ambasady oraz Instytuty Polskie stały się, tak jak absolutna większość państwa, ramieniem partii rządzącej. Nie realizują interesów narodowych, tylko realizują cele partyjne. – wymienia w rozmowie z naTemat nowo wybrany senator KO, były ambasador Polski w Kanadzie Marcin Bosacki.
Oczywiście, w dyplomacji nadal jest wiele osób kompetentnych, ale są one coraz bardziej zastraszane. W efekcie mamy do czynienia ze strukturą, która chętniej wyświetla film "Smoleńsk", bo takie jest zapotrzebowanie ideologiczne, a nie chwali się największym polskim sukcesem w kulturze od czasu Nobla dla Wisławy Szymborskiej. Porównywalnym był tylko Oskar dla "Idy".
Jeśli na ambasadę polska laureatka Nagrody Nobla nie za bardzo może liczyć, to może podlegający MSZ-owi Instytut Polski w Sztokholmie? Tu przynajmniej nie ma bezkrólewia. Na czele instytucji, która w założeniach ma promować Polskę, jej kulturę i naukę, stoi fachowiec od... żużla.
We współpracy z Ambasadą RP w Sztokholmie jesteśmy w trakcie organizacji dwóch spotkań autorskich z Panią Tokarczuk, z których jedno będzie skierowane do szwedzkiej Polonii, natomiast drugie do przedstawicieli szwedzkich środowisk kultury i sztuki oraz dziennikarzy.
W związku z przyznaniem Nagrody Nobla Pani Oldze Tokarczuk, udzieliliśmy licznych wywiadów dla szwedzkich mediów, podkreślając fakt, iż od wielu lat Instytut Polski współpracuje z Panią Tokarczuk, wspierając i promując jej twórczość od pierwszego wydania szwedzkiego przekładu w 2002 roku. Kolejne projekty we współpracy z Panią Tokarczuk planowane są w styczniu i lutym 2020 roku.
"To Instytutowi powinno na niej zależeć"
– To się powinno dziać od razu. Instytut powinien dzwonić, organizować, pisać – to oczywiste. W tym momencie Olga jest naszym najlepszym "towarem eksportowym" w kulturze i Polska powinna to wykorzystać – wyjaśnia w rozmowie z naTemat Agata Grenda, która była dyrektorką Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, ale została odwołana przez "dobrą zmianę" ze stanowiska.
Agata Grenda wyjaśnia, że właśnie to było najbardziej satysfakcjonujące w promowaniu polskich artystów na świecie: gdy początkowo to oni potrzebowali wsparcia, ale po paru latach to Instytut mógł korzystać na ich popularności, dzięki temu, że ich twórczość – we współpracy z IKP - była prezentowana w najważniejszych amerykańskich instytucjach. Spotkania z Polonią były jedynie dodatkiem. – Jest taka grupa artystów, którzy mogą pomóc Polsce, a nie Polska im – tłumaczy była dyrektorka Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Tyle że Polska pod rządami PiS ma z Olgą Tokarczuk problem.
– Dla MSZ Olga Tokarczuk jest pisarką kłopotliwą.
– Ze względu na treść jej niektórych książek?
– Nie łudziłabym się, że ta władza zna jej książki. Zresztą minister kultury nie krył się z tym, że żadnej z książek Tokarczuk nie doczytał. Z mojego doświadczenia wynika, że dla władzy nie było aż tak istotne, co artysta robi, bo władza i tak tego nie oglądała. Ważne jest to, co publicznie mówił o partii rządzącej. Jeżeli w wywiadach mówi okej, to twórczość też jest okej.