Australijczycy wytykają mu bierność, media grzmią o upadku autorytetu premiera, słychać głosy domagające się jego rezygnacji. Gdy Australię pustoszą największe pożary od lat, wielu ludzi nie ma dla niego litości. "Jesteś idiotą. Wynoś się" – usłyszał właśnie od mieszkańców spalonego miasta Cobargo. Scott Morrison do tej pory nie wierzył w zmiany klimatyczne. – Zawiódł ludzi. Wszyscy powtarzają, że jest przegrany – mówi nam Polka z Sydney.
Mieszkańcy Cobargo w Nowej Południowej Walii nawet nie ukrywali wściekłości, gdy do nich przyjechał. Przeklinali mu w twarz i krzyczeli, by się wynosił. Ich miasto jest jednym z najbardziej zniszczonych w tym stanie. Cała główna ulica jest praktycznie spalona.
– Jego wizyta nie była szczera – powiedziała potem 20-letnia kobieta, w zaawansowanej ciąży. To ona nie chciała podać premierowi ręki, co uchwyciła kamera. Nagranie szybko rozeszło się po świecie.
Widać na nim, jak kobieta nie chce uścisnąć mu dłoni, ale premier Australii i tak na siłę chwyta jej rękę. Słychać, jak Zoey Salucci-McDermott mówi: – Wielu ludzi straciło farmy. Potrzebujemy więcej pomocy.
A Scott Morrison w tym momencie odchodzi dalej. Wkłada ręce do kieszeni i zaczyna rozmawiać z kimś innym.
Na innych nagraniach słychać, jak mieszkańcy wołają za nim, co z ludźmi, którzy nie mają gdzie mieszkać. W tym rejonie spłonęło już ok. 1,3 tys. domów.
A premier idzie przez miasteczko z rękami w kieszeniach i nie reaguje na okrzyki.
Zoey Salucci-McDermott opowiedziała potem australijskim mediom, że Morrison złamał jej serce. "Powiedziałam mu, że to jest strefa wojny, a on po prostu odszedł" – mówiła zszokowana. W pożarze straciła wszystko. Ocalał tylko samochód i to, co zdążyła do niego spakować.
"Katastrofalne zaniedbania"
Od tygodni na premiera Australii spadają gromy za to, jak radzi sobie z pożarami. A właściwie, jak sobie nie radzi.
Media na całym świecie pokazują zdjęcia pożarów, które trawią Australię. Rośnie liczba ofiar. Pojawił się apel do turystów, by wyjeżdżali. Premier Morrison zapewnia, że walczy z pożarami. Na Facebooku są jego apele i zapewnienia, że wszelkie środki są podejmowane, by ugasić ogień. "Proszę słuchać wiadomości o ewakuacji i stosować się do instrukcji władz. (...) Damy sobie z tym radę, ale musimy być silni i trzymać się razem" – wzywa na jednym z ostatnich nagrań.
Ale wielu ocenia jego działania zupełnie inaczej. Na Morrisonie nie zostawiają suchej nitki. W mediach społecznościowych lawina kpin, memów i ostrych słów po jego adresem. "Katastrofalne zaniedbania będą symbolem jego rządów", "Powinien stanąć przed jakąś komisją" – reagują internauci. Ludzie wytykają, że zaczął działać za późno.
"Autorytet polityczny premiera legł w gruzach szybciej niż ktokolwiek mógł sobie wyobrażać" – to australijski serwis insidestory.org.au.
"Jest już przegrany w oczach ludzi"
W mediach społecznościowych ludzie wytykają mu kolejne wpadki. Gdy w piątek Morrison udał się do miasta Lucknow, gdzie w odróżnieniu od Cobargo przyjęto go dobrze, kpiono, że przywiózł tylko jedną torbę z darami wartymi 70 dolarów.
A kilka dni temu w rezydencji Kirribilli House przyjął drużyny krykieta z Australii i Nowej Zelandii i uśmiechnięty pozował do zdjęć. Podczas spotkania chwalił strażaków, ale część Australijczyków widziała co innego.
"Gdy kraj płonie, to obrzydliwe. Może jest premierem, ale to nie jest przywódca", "Powinien być na miejscu" - komentowali internauci.
Podpadł również, gdy w Kirribilli zorganizowano przyjęcie sylwestrowe, a goście oglądali fajerwerki w Sydney - choć mnóstwo ludzi protestowało przeciwko pokazowi w tym roku. Znana australijska dziennikarka pisała na Twitterze, że świat będzie patrzył na to ze zgrozą i obrzydzeniem.
– Zawiódł ludzi. Uważają, że mógł zrobić dużo więcej, że strażacy nie mają wystarczająco funduszy przez jego bierność, że dalej robi biznesy z branżą węglową, że nie robi zupełnie nic w kwestii kryzysu klimatycznego, że od dawna powinien być ogłoszony stan klęski żywiołowej i zaakceptowana każda zaoferowana pomoc z reszty świata – mówi nam Żaneta Branch, Polka z Sydney, która na FB prowadzi profil "Polka w Australii pisze".
– Ludzie uważają ze armia powinna być zaangażowana już od wielu tygodni, tymczasem zmobilizowana została dopiero po ogromnych stratach, wielu uważa ze dużo za późno – dodaje.
"Wróżą mu rychły koniec kariery"
Rozmawiałyśmy tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Opowiadała wtedy, jak pożary otoczyły Sydney, a mieszkańcy są przerażeni. Dziś niepokój nie ustał. Ale, sądząc po komentarzach, nie ustaje też wściekłość na premiera. W internecie jest petycja wzywająca premiera do ogłoszenia stanu wyjątkowego w kraju.
– Generalnie wszyscy wkoło powtarzają, że jest już przegrany w oczach ludzi i nie ma szans w kolejnych wyborach. Wróżą mu bardzo rychły koniec kariery. Pojechał rozmawiać z ludźmi, których miasta kompletnie spłonęły i nikt nie chciał mu uścisnąć dłoni. Został wyklęty i szybko wrócił do swojego auta – opowiada teraz Polka.
Dłoni premierowi nie chciał uścisnąć również jeden z strażaków, który stracił w pożarze dom. Morrison stwierdził, że mężczyzna musiał być zmęczony. - Nie, nie, on stracił dom - usłyszał.
Scott Morrison jest politykiem centro-prawicowej Liberalnej Partii Australii. Na czele rządu stoi od sierpnia ubiegłego roku, z powodu zawirowań partyjnych zastąpił wtedy na stanowisku Malcolma Turnbulla.
Gdy w maju tego roku jego partia ponownie wygrała wybory, a on ponownie został premierem, brytyjski "Guardian" pisał: "Śmiało można powiedzieć, że wybory 2019 nie były dobrymi wyborami dla klimatu".
Wiadomo było, że Morrison nie jest zwolennikiem teorii o zmianach klimatycznych, będzie za to stał na straży węgla, na którym opiera się gospodarka Australii.
Już w 2017 roku przyniósł nawet bryłkę węgla do parlamentu i mówił: – To jest węgiel. Nie bójcie się go.
Był przeciwnikiem cięć w przemyśle węglowym. Cała kampania wyborcza "kręciła się" zresztą wówczas wokół węgla. Choć kraj w ostatnich latach przeżywał ogromne susze, a wielu ludzi od dawna biło na alarm, że to z powodu zmian klimatycznych.
Morrison takich zmian najwyraźniej nie dostrzega. W ostatnich tygodniach, gdy pożary stały się szczególnie groźne, Australijczycy wychodzili na ulice i domagali się zmiany polityki rządu. Bez skutku.
W grudniu Morrison oświadczył, że zmian w polityce nie przewiduje i nie będzie ulegał panice. – Na pewno nie będziemy się angażować w bezmyślną, niszczącą miejsca pracy i dławiącą gospodarkę politykę, którą się postuluje – oświadczył.
"Najgorsza sytuacja na południe od Sydney"
Zła passa zaczęła się dl niego w połowie grudnia. Australia płonęła, świat przyglądał się niedowierzaniem, a premier wyjechał z rodziną na wakacje na Hawaje.
– W dodatku poniekąd po kryjomu, bo nikt nie wiedział przez jakiś czas, gdzie się podziewa i podobno Kancelaria nie chciała powiedzieć, gdzie on tak naprawdę jest. Burza zaczęła się, gdy okazało się ze jest na Hawajach i to podobno jego czwarte wakacje zagraniczne w tym roku. Gdy wrócił przeprosił, ale wielu ludzi uznało jego przeprosiny za nieszczere – opowiada Polka.
Jak sytuacja wygląda dziś w Sydney? – Najgorsza sytuacja panuje na południe od miasta, skąd cały czas ewakuowani są ludzie. Drogi wciąż są pozamykane, ci którzy mogą, uciekają na północ na własna rękę. Inni ewakuowani są przez armię. Wciąż trudno jest określić kiedy to wszystko się skończy, ponieważ jedynym ratunkiem byłby deszcz, ale deszczu w prognozach nie ma. Jest bardzo sucho, gorąco, bo jest środek lata. Silne wiatry i ta kombinacja sprawia, że pożary rozprzestrzeniają się bardzo szybko i nie sposób ich ugasić – mówi.
Czy tam, gdzie mieszka jest bezpiecznie? – Samo Sydney jest bezpieczne oprócz dzielnic położonych na obrzeżach, blisko buszu. Jeden z największych parków narodowych blisko Sydney, Royal National Park, będzie jutro całkowicie zamknięty. Ma być bardzo gorąco ma to być kolejny krytyczny dzień. Park ten położny jest około pół godziny autem od mojego domu – odpowiada.
W nocy z piątku na sobotę w Australii zginęły kolejne dwie osoby. Liczba ofiar pożarów wzrosła do 21.