Wybuchają w australijskim buszu od zawsze. Również pożary, które szaleją teraz w Nowej Południowej Walii, nie są tu niczym niezwykłym. Grozę wzbudza jednak ich intensywność i to już o tej porze roku. Historia pokazuje, że największe pożary szalały w Australii w lutym. I niosły tragiczniejsze żniwo. Dlaczego tak się dzieje?
Mieszkańcy Australii są do nich przyzwyczajeni. Pożary buszu wtopiły się w krajobraz tego kontynentu i są tu normalnym zjawiskiem. Każdego roku może ich być nawet ok. 50 tysięcy.
– Wybuchają co roku, od wieków, więc o tej porze roku to nic zaskakującego. Jednak w tym roku są wyjątkowo intensywne. Jak uważa wielu, w tym wielu strażaków, ze względu na ocieplenie klimatu jest bardziej gorąco, bardziej sucho, więc płoną większe obszary – mówiła nam niedawno Polka mieszkająca w Sydney.
Zaczęło się od Czarnego Czwartku
Tak sucho i gorąco było też w 1850 roku i na początku 1851 roku. Kontynent niemal gotował się od gorąca, padały rekordowe temperatury. W lutym 1851 roku szalały takie pożary, że ogień zajął jedną czwartą powierzchni obecnego stanu Wiktoria – ok. 5 mln hektarów. Zginęło wtedy 12 osób, około miliona owiec i tysiące sztuk bydła.
"Powietrze było pełne dymu"
Wróćmy do początku badań. Przyczyną pożarów w lutym 1851 roku była częściowo susza, która trwała przez 1850 rok. "6 lutego 1851 roku do godziny 11 przed południem było 47 stopni C, do 13. temperatura spadła do 43 stopni, a koło 16. wzrosła do 45. Ci, którzy ocaleli, twierdzili, że powietrze było pełne dymu i było tak gorąco, że nie można było oddychać" – można przeczytać w australijskich archiwach.
Dla obecnych przeciwników zmian klimatu ten pożar już stał argumentem, że wtedy też było gorąco. Obraz William Strutta z XIX wieku, który ukazuje żywioł, krąży na Twitterze.
Choć odpowiedź na to mogliby dać tylko klimatolodzy. A jeden z nich, prof. Zbigniew Kundzewicz, mówił w rozmowie z Adamem Nowińskim: – Tego typu zjawiska rzeczywiście będą się nasilały, bo ekstrema będą jeszcze bardziej ekstremalne. Owszem, można powiedzieć, że pożary były od zawsze, ale nie występowały tak często i na tak masową skalę. To, co dzieje się teraz w Australii spowodowane jest nie tylko ekstremalnie wysokimi temperaturami, ale także suszą, która nasila się z upałami.
Wtedy, w 1851 roku, podejrzewano również, że Czarny Czwartek zaczął się od ogniska, które zostawiło po sobie dwóch hodowców bydła, a ogień szybko rozprzestrzenił się na wysuszone pastwiska. Potem doszedł bardzo silny i gorący wiatr. Relacje o tym, jak ludzie tracili dobytek, przypominają te z dziś.
Według badań, które cytuje m.n. BBC, to człowiek odpowiada za większość pożarów buszu – świadomie lub przypadkowo. "Połowę pożarów wzniecili ludzie w wieku poniżej 21 lat" – mówił BBC w listopadzie Paul Read, jeden z szefów australijskiego instytutu badającego pożaru buszu, National Centre for Research in Bushfire and Arson. Jedną z przyczyn, czytamy, mogła być nawet zemsta – na pracodawcy czy byłym partnerze.
Wyniki badań na ten temat sprzed kilku lat znajdziemy też na stronie australijskiego rządu.
Wynika z nich, że 35 proc. przyczyn to przypadek. 37 procent uznano za przyczyny podejrzane. 13 proc. – za celowe. A 6 proc. – za naturalne.
Polska Wikipedia tak podsumowuje przyczyny pożarów buszu:
1. Antropogeniczne : – podpalenia, – wypalanie traw
2. Przyrodnicze : – ukształtowanie terenu, – czynniki pogodowe, – łatwopalna roślinność (np. eukaliptus, który zawiera olejki eteryczne) Czytaj więcej
Warto też pamiętać o kontrolowanym wypalaniu. "W Australii przeprowadzone są co roku przez strażaków oraz osoby prywatne, które wcześniej muszą uzyskać specjalne pozwolenie" – opisuje Polka Julia Raczko-Gospo, jej relację opisujemy tutaj.
"Popiół spadał w Nowej Zelandii"
Niektórzy zauważają, że choć w historii Australii bywały tragiczniejsze w skutkach pożary, to obecne jeszcze mogą pobić rekord. Tak intensywne, jak teraz, częściej zdarzały się na przestrzeni lat w lutym, pod koniec australijskiego lata, a nie w grudniu, czy styczniu.
I oby tak się nie stało.
Susza i silne wiatry
Do historii przeszedł bowiem nie tylko Czarny Czwartek. W samym stanie Wiktoria był też Czerwony Wtorek – 1 lutego 1898 roku zginęło 12 osób, spłonęło ponad 2 tys. domów. A także Czarny Piątek – 13 stycznia 1939 roku. Pożary szalały wtedy od grudnia 1938. Zginęło 71 osób, spłonęło ok. dwóch hektarów ziemi, a popiół – jak pisał "Daily Mail" – spadał nawet w Nowej Zelandii.
Była też Środa Popielcowa – 16 lutego 1983 roku – która przyniosła śmierć 47 osób. A 7 lutego w 2009 roku – Czarna Sobota. W wyniku pożarów buszu zginęły wtedy 173 osoby.
A gdzie inne miejsca w Australii? Ich lista jest bardzo długa. Ale pokażmy jedno.
W 1967 roku żywioł trawił Tasmanię. 7 lutego nazwano Czarnym Wtorkiem. W ciągu jednego dnia zginęły 62 osoby, a 900 zostało rannych. "Zniszczenia obejmowały 1 293 domów i ponad 1 700 innych zabudowań. Zniszczeniu uległo również 80 mostów, 4 800 odcinków linii energetycznych, 1500 pojazdów. Szacuje się, że co najmniej 62 000 sztuk zwierząt gospodarskich zdechło w trakcie pożaru" – podaje Wikipedia.
Jakie były przyczyny pożaru? Na początku lutego zaczęła napływać nad Tasmanię masa bardzo ciepłego powietrza. "Susza i silne wiatry przyczyniły się do wybuchu i rozprzestrzeniania się wielkiego pożaru buszu. Raport na temat pożaru stwierdził, że jedynie 22 z 110 pożarów powstały przypadkowo (reszta zapewne powstała w wyniku podpaleń i wypalania trawy)" – czytamy.
Od 1851 roku w pożarach buszu w Australii zginęło ok. 800 osób. Zwierząt nie da się zliczyć.
"Pożary występują w Australii, w południowo-wschodniej części pojawiają się przede wszystkim latem i jesienną natomiast na północy kraju pożary buszu mają miejsce głównie zimą". Czytaj więcej