Zabójca Pawła Adamowicza wcale nie musiał być niepoczytalny, jak orzekli to biegli? "Gazeta Wyborcza" ujawniła fragment listu, który Stefan W. napisał do swojego brata. Z korespondencji wynika, że zamachowiec mógł być świadomy swojego czynu. Co więcej, teraz liczy, że... szybko wyjdzie na wolność.
O tym, że Stefan W. dokładnie zaplanował swoją zbrodnię i znał jej konsekwencje napisała na łamach "Gazety Wyborczej" Katarzyna Włodkowska. Jej reportaż pokazał, jak mężczyzna szykował się do ataku na prezydenta Gdańska i dokładnie wiedział, co mu za to grozi.
Te ustalenia wywołują dysonans w zestawieniu z opinią biegłych, którzy stwierdzili, że Stefan W. był niepoczytalny. – Zadaniem Prokuratury Okręgowej w Gdańsku było niezakończenie śledztwa przed wyborami parlamentarnymi – mówił jeden z gdańskich śledczych, cytowany przez "GW".
"Posiedzę dwa lata i wyjdę"
O tym, że W. wszystko planował i prawdopodobnie jednak zdawał sobie sprawę z konsekwencji, świadczy ujawniony przez dziennik fragment listu. To wiadomość, którą zabójca Adamowicza napisał do swojego brata.
"Zacznę od dobrych wieści. Myślałem, że będę miał dożywocie, ale trzech biegłych psychiatrów uznało, że byłem niepoczytalny, to oznacza, że niedługo pojadę do szpitala, prawdopodobnie w Starogardzie Gdańskim, a tam co sześć miesięcy można wyjść. Posiedzę pewnie ze dwa lata i wyjdę" – pisał Stefan W.
Zamach jako zemsta na PO
Stefan W. dokonał zamachu na Pawła Adamowicza 13 stycznia w Gdańsku podczas finału WOŚP. Przez mikrofon krzyczał do zgromadzonych: "Nazywam się Stefan W.(...), siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz". Za "tortury" morderca uznawał ponad pięcioletni wyrok za serię napadów na banki.