– Czy taka para ma szansę na zbudowanie dobrej relacji? Niestety muszę odpowiedzieć, że z moich obserwacji wynika przykra teza, a mianowicie: raczej nie ma na to szans – mówi w rozmowie z naTemat Edyta Broda, autorka bloga bezdzietnik.pl, w którym opisuje swoje życie bez dzieci. Kiedy jedno chce dziecko, a drugie nie, trudno o kompromis, bo nie da się w tym przypadku spotkać w połowie drogi.
On naciska na dziecko
Kinga jest w związku od sześciu lat. Od początku była szczera ze swoim partnerem. Jasno komunikowała mu, że nie chce mieć dzieci. Wydawało się, że on przyjął to do wiadomości, nigdy nie naciskał na zmianę zdania. Wiedział, że dziewczyna nie żartowała, bo tę decyzję podjęła już, gdy miała trzynaście lat. Ani razu się nie zawahała.
– Problem w tym, że on do teraz nie wie, czy chce mieć dzieci. To komplikuje sprawę i nasze plany na przyszłość. Ja jestem gotowa na ślub, on nie widzi w tym sensu, bo nie chce wiązać się ze mną na stałe, dopóki jasno nie zdecyduje o posiadaniu dzieci, a co się z tym wiąże, zakotwiczeniu w jednym miejscu. Jeśli nie będziemy mieć dzieci, czy pojedziemy pracować w beach barze w Meksyku, albo uczyć angielskiego w Wietnamie? Tego nie wiem. Czasem mam poczucie, że partner marnuje nasz czas – przyznaje rozmówczyni naTemat.
Kinga podkreśla, że jest im dobrze razem, dlatego decyzja o rozstaniu tylko z tego powodu jest bardzo trudna. – Myślę, że gdyby miał 100 proc. pewności, że chce mieć dzieci, byłoby dużo łatwiej, wtedy na pewno nie bylibyśmy ze sobą tak długo. Dlatego wciąż liczę, że partner podejmie ostateczną decyzję dotyczącą tego tematu i będzie ona zgodna z moją. Po tylu latach czekanie jest jednak męczące – dodaje.
Zaznacza jednak, że jeśli stałoby się tak, że jednak się rozstaną, bo jej partner podejmie inną decyzję, to kolejny raz zwiąże się tylko z mężczyzną, który stanowczo (nie wyklucza zawarcia takiej umowy na piśmie) zadeklaruje, że nie chce mieć dzieci. – Inaczej szkoda czasu – podsumowuje.
Odpowiedzialna decyzja
Edyta Broda, autorka bloga bezdzietnik.pl, przyznaje, że tekst "Gdy jedno chce mieć dziecko, a drugie nie", jest jej najpopularniejszym wpisem, co potwierdza fakt, że to jeden z największych problemów związanych z bezdzietnością.
– Czy taka para ma szansę na zbudowanie dobrej relacji? Niestety muszę odpowiedzieć, że z moich obserwacji wynika przykra teza, a mianowicie: raczej nie ma na to szans. To jest chyba najtrudniejsza rzecz do dogadania w związku. To jest nienegocjowalne, albo się chce dziecko, albo się go nie chce. Nie da się spotkać w pół drogi. Kiedy pisałam swój post, chciałam przekazać, że nie warto się łudzić, że to się da przegadać, że da się przeczekać. To są najgorsze pomysły na zażegnanie konfliktu – podkreśla.
Rozmówczyni naTemat dodaje, że im więcej zainwestujemy w taki niepewny związek, tym więcej później stracimy, bo stracimy i czas, i emocje, i wyjdziemy z tego poharatani, i będziemy mieć problem z zaufaniem kolejnej osobie. Warto więc dać sobie szansę na nowy początek i nowe otwarcie.
Jeśli kobieta nie chce mieć dzieci, to na pewno "jej się jeszcze zmieni". Jeśli jednak się nie zmieni, to patrzy się na nią jak na urzeczywistnienie wszelkich nieprawidłowości. Jeśli mężczyzna rezygnuje z potomstwa, to zapewne jest nieodpowiedzialnym bawidamkiem. Z takimi oczekiwaniami, społeczną presją, łatwiej poradzić sobie, jeśli mamy oparcie w partnerze, który przyszłość widzi podobnie. Przyszłość, w której na pewno nie ma dzieci.
– Jest mnóstwo powodów, dla których ludzie nie chcą mieć dziecka. Może to być powodowane także egoizmem, ale nie jest to egoizm niewłaściwy. Tak decyduję, bo to moje życie. Chcę je przeżyć według swoich wyobrażeń, swoich potrzeb. Mam święte prawo podróżować, robić karierę, dobrze się bawić. Jeżeli uważam, że to jest dla mnie ważniejsze, to w moim planie nie uwzględniłam posiadania dzieci – mówi w rozmowie z naTemat ekspertka do spraw związków i terapeutka Joanna Godecka.
– Wydaje mi się, że najgorzej ma osoba, która nie chce mieć dziecka. Na nią zazwyczaj wywierane są największe naciski. Nawet jeśli w parze to się jakoś równoważy, to wychodząc na zewnątrz, a zwykle świat bardzo się interesuje takimi decyzjami, niestety spotykamy się z presją prokreacyjną. Osoba, która nie chce mieć dziecka, jest na straconej pozycji, nagle ma przeciwko sobie partnera, często rodziców. Jest cała masa takich schematów, klisz, które każą nam wejść w rolę matki lub w rolę ojca. Wtrącanie się rodziny w sprawy małżonków naprawdę nie przyniesie nic dobrego. – dodaje autorka bloga bezdzietnik.pl.
Problem pojawia się jednak wtedy, gdy wizja wspólnego życia znacząco się różni. Gdy wyobrażenia się rozmijają. Nie chodzi tu jednak o to, co mówią inni, bo to warto zignorować, skora mowa o naszym życiu i naszym szczęściu. Chodzi o to, że w związku każdy inaczej definiuje spełnienie.
– Osoba, która nie chce mieć dziecka, postrzegana jest jako niedojrzała. Ta krytyka jednak silniej uderza w kobiety. Zdarza się, że wysyła się taką kobietę do psychologa albo do psychiatry, żeby specjalista ją naprawił – zaznacza Edyta Broda.
Jej zdaniem decyzja o bezdzietności najczęściej jest przemyślana i zwykle bardzo odpowiedzialna. Dużo łatwiej zdecydować się na rodzicielstwo niż bezdzietność. Posiadanie dzieci to społeczna norma, tego się od nas wymaga i do tego jesteśmy od dziecka przygotowywani.
Joanna Godecka podkreśla, że jeśli dla kogoś priorytetem jest posiadanie dzieci, to przed rozpoczęciem związku warto ustalić, jaki stosunek do tej kwestii ma człowiek, z którym chcemy być.
– Jeśli wiem, że dla mnie rodzina bez dzieci to nie będzie rodzina, powinnam lub powinienem się upewnić, że partnerka lub partner, tak samo na to patrzy. Jeżeli uczciwie postawimy sprawę, a druga osoba mówi: "Nie, ja w ogóle nie chcę mieć dzieci, mi taki styl życia nie odpowiada", to trzeba zdecydować, co jest dla nas ważniejsze, czy partner, którego kochamy, czy jednak potrzeba posiadania potomstwa. Jeśli rodzicielstwo, to raczej trzeba poszukać kogoś, dla kogo dzieci będą równie ważne – wyjaśnia terapeutka.
Bywa jednak i tak, że gdy się zakochujemy i decydujemy na bycie z kimś, jeszcze nie myślimy o dzieciach. Z takiej potrzeby możemy zdać sobie sprawę później. Nasza rozmówczyni zapewnia jednak, że zazwyczaj pojawiają się jednak takie momenty, które mogą dać nam do myślenia.
Ona naciska na dziecko
W relacji Patrycji i Adama, to ona jest tą, która naciska na dziecko. Jest od niego młodsza o osiem lat. Gdy zaczynali być ze sobą Patrycja wiedziała, że Adam niekoniecznie chce zostać tatą, a wszystko ze względu na relację z jego ojcem alkoholikiem.
– Adam bardzo boi się tego, że będzie złym ojcem, że powieli błędy swojego taty. Im nasza relacja była poważniejsza tym ja częściej komunikowałam, że marzę o macierzyństwie. Temat dziecka poruszamy dość często, ponieważ coraz bardziej tego chce, jesteśmy coraz starsi i coraz częściej słyszymy o problemach wśród znajomych – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Jej partner powoli komunikuje, że jednak też mógłby mieć dziecko, ale ona obawiam się, że robi to tylko ze względu na nią. W rezultacie cały czas odwlekają moment starania się o potomstwo i cały czas się zabezpieczają. Adam swoją postawę stara się argumentować także racjonalnym podejściem, uważa, że aby zdecydować się na taki krok, trzeba mieć swoje mieszkanie.
– Nie stać mnie na kredyt i raczej nigdy nie będę miała własnościowego mieszkania, wiec to nie jest dla mnie argument. Moje pragnienie jest bardzo duże jednak nie chciałabym, aby Adam czuł z mojej strony presję, bo uważam, że może się to odbić na naszej relacji albo na dziecku. Cała sytuacja nie powoduje u nas konfliktów, ale myślę, że jeżeli w ciągu roku nie zaczniemy się starać, to prędzej czy później wypełni mnie frustracja, że nie mogę spełnić marzeń i nasz związek się rozpadnie – stwierdza Patrycja.
Dodaje, że jeśli nie będzie mogła zajść w ciążę ze swoim partnerem tylko dlatego, że on nie chce dziecka, to będzie zastanawiać się nad odejściem. Nie chce narzucać Adamowi posiadania potomstwa, ale nie zamierza też rezygnować ze swoich pragnień i potrzeb.
Przy mnie się zmieni
Jeśli partner/partnerka na początku relacji oznajmia, że nie widzi się w roli ojca/matki, to lepiej nie łudzić się, że za chwilę się to zmieni. Owszem może się i tak zdarzyć, ale raczej nie warto brać tego za pewnik, bo rozczarowanie, może przynieść tylko cierpienie.
– Często tak robimy. Partner może nam nie odpowiadać pod jakimś względem, np. za często się bawi, pije za dużo alkoholu. I wtedy myślimy: "A po ślubie na pewno się zmieni". To jest takie myślenie życzeniowe. Owszem, może czasem tak się stać, że jak pojawi się dziecko, to u partnera uruchomi się gejzer uczuć, ale są i takie sytuacje, że stosunek się nie zmieni i jeśli zdecydujemy się na dziecko pod prąd i pod wiatr, to będzie tak, że ja mam dziecko, ale nie jest tak, że to my je mamy. I znowu jest pytanie, czy to jest dobre dla nas, czy dobre dla dziecka – słyszę od Joanny Godeckiej.
– Przegadać trzeba na początku. Ja tak zrobiłam. Mój mąż wcześniej był moim kolegą, więc wiedział, że nie chcę mieć dzieci, ale kiedy po 5 latach okazało się, że chcemy wejść w związek, to jeszcze raz to wszystko omówiliśmy, snuliśmy jakieś scenariusze naszego wspólnego życia. Trzeba jednak uwzględniać w tych perspektywicznych planach, że to się może zmienić. Jest to o tyle ryzykowne, że później jeśli coś się zmieni, to ludzie mają do siebie pretensje: "Ale jak? Mówiłeś/Mówiłaś, że nie chcesz mieć dzieci i teraz zmieniasz zdanie, a ja zostaję na lodzie?" – opowiada Broda.
Kiedy pytam ją czy ona nie obawiała się takiej zmiany u swojego partnera, odpowiedź brzmi twierdząco. Przyznaje jednak, że był to nieduży lęk, bo wiedziała, że są "fajnie dobrani".
– Jakoś tak przez całe życie, a jesteśmy już przez ćwierć wieku razem, było nam po drodze z rozmaitymi wartościami. Wiedziałam też, że zawsze ja dla niego byłam ważna, bo to też jest kwestia priorytetów. Ciężko mi było wyobrazić sobie, że zastąpiłby mnie kimś, kto da mu dziecko. Na poziomie emocjonalnym to było niewyobrażalne, choć na poziomie intelektualnym zdawałam sobie sprawę, że tak jednak może się zdarzyć. Dlatego od czasu do czasu przeprowadzałam taką kontrolną rozmowę – zaznacza.
W tej sytuacji nie ma wygranych
Urszula ma 30 lat, jej mąż 31. Ślub wzięli dwa i pół roku temu. Wcześniej wiele razy rozmawiali na temat potomstwa, dlatego jej partner zdawał sobie sprawę, że nasza rozmówczyni jest zadeklarowaną bezdzietną osobą. Takiego wyboru dokonała wiele lat temu.
– Oboje pracujemy z dziećmi na co dzień, bardzo lubię dzieci, jednak nigdy nie chciałam ich mieć. Od początku byłam z moim Damianem szczera. Teoretycznie był więc pogodzony z moją decyzją, jednak wiedziałam, że on sam chciałby być ojcem. Tematu nie było, bo powiedział mi wprost, że woli być ze mną, niż z inną kobietą, gotową mu te dzieci urodzić lub taką, która zgodzi się na adopcję – mówi Urszula.
Sytuacja skomplikowała się ponad rok temu, kiedy trafił do nich pod opiekę chrześniak męża kobiety, siedmioletni chłopiec. Z przyczyn rodzinnych mieszkał z nimi kilka miesięcy. Rozmówczyni naTemat przyznaje, że dziecko było bardzo grzeczne, poukładane, dobrze wychowane, dlatego też nie miała problemu z jego obecnością w domu. Było wręcz przeciwnie, cieszyła się nią.
– Kiedy mały wrócił do swoich rodziców, w moim mężu zaszła zmiana. Otwarcie powiedział mi, że myślał, że jest sobie w stanie poradzić z faktem nieposiadania dzieci, ale jest mu coraz trudniej, a teraz stało się to niemal nie do zniesienia. Moje tłumaczenia, że to duży, bo siedmioletni chłopak, więc sytuacja z nim była inna, niż z niemowlakiem, spełzły na niczym. Nie mogliśmy dojść do żadnego sensownego kompromisu, więc od miesiąca mieszkamy osobno. Stało się tak z mojej inicjatywy, mąż jest z tego faktu bardzo niezadowolony – opowiada.
Urszula przyznaje, że aktualnie tkwią z mężem w stanie zawieszenia, bo nie są w stanie wyobrazić sobie w tej sytuacji kompromisu. – Nie da się trochę dziecka mieć, a trochę go nie mieć. Dodatkowo teściowie starają się wywrzeć pewną presję, a Damian cały czas upiera się, że dalibyśmy radę z dzieckiem, mówi, że pragnie zostać ojcem. Ja absolutnie nie dopuszczam do siebie takiej możliwości, chociaż wiem, że faktycznie mój mąż byłby dobrym tatą. Generalnie sytuacja jest patowa – zaznacza.
Nasza rozmówczyni coraz częściej myśli o tym, czy rozstanie nie byłoby lepszym rozwiązaniem, bo nie widzi płaszczyzny do porozumienia. Jest przekonana, że nie urodzi dziecka, nie zdecyduje się też na adopcję. Nie bierze takich możliwości pod uwagę, wie, jak bardzo by to ją unieszczęśliwiło, co finalnie przełożyłoby się także na dziecko.
– Jednocześnie nie chcę "blokować" mojego męża, który będzie miał jeszcze szansę stworzyć rodzinę z kobietą, chcącą dzieci, tak jak on. Nie widzę tutaj żadnej możliwości kompromisu, bo zawsze ktoś będzie poszkodowany – podsumowuje Urszula.
To może skończyć się tragedią
Nikogo do rodzicielstwa zmuszać nie można. W przeciwnym wypadku może się to skończyć tragicznie. Będą cierpiały zarówno osoby, które tworzą związek, jak i dziecko. Kobieta, która z miłości do partnera zgodzi się na macierzyństwo może przypłacić to depresją. Może też nigdy nie poczuć do dziecka tego, czego się od niej oczekuje.
– Jeśli się nie kocha dziecka, to te wszystkie kaszki, pieluchy nie mogą wzbudzić entuzjazmu, który charakteryzuje matki zakochane w swoich maluchach – argumentuje Joanna Godecka.
Decyzja o bezdzietności to także bardzo często efekt traum z dzieciństwa. – To jest jeden z przykładów dojrzałości. Znam siebie, znam swoje słabości i mocne strony, dlatego podejmuję decyzję, że nie chcę mieć dzieci. Nie jest tak, że bezdzietność to wybór tylko tych osób, które chcą mieć łatwe życie. Czasami taka rezygnacja jest bolesna, np. wiem, że przekażę jakąś chorobę genetyczną, albo jakieś niezbyt ciekawe skłonności – wyjaśnia Edyta Broda.
Nasz rozmówczyni dodaje, że dzieci trzeba mieć tylko dlatego, że się ich chce. Jeśli decyduje się na nie ze względu na kogoś, to jest to najgorszy z możliwych wariantów, bo to się zawsze może skończyć żałowaniem macierzyństwa.
Presja posiadania dziecka wynika z tego, że jest jakiś odgórnie narzucony model – który teraz zresztą jest bardzo wzmacniany – najważniejsza jest rodzina, a rodzina w znaczeniu matka, ojciec i dzieci. Nikt jednak nie powiedział, że wszyscy ludzie mają taką potrzebę, potrzebę życia w takim układzie.
Edyta Broda
autorka bloga bezdzietnik.pl
Jeśli trzymamy wspólny front, jest dużo łatwiej. Ale presja rodzinna bywa niszcząca. Znam sytuacje, kiedy bliscy twierdzili, że jeśli para zrezygnuje z dziecka, to oni nie chcą jej więcej widzieć. Wtedy potrzeba naprawdę dojrzałego związku, aby to przetrwać... W końcu jedna osoba może stracić rodziców.
Joanna Godecka
terapeutka
Zwykle w okresach wstępnych jest wiele takich sytuacji, w których możemy zadać to pytanie bez takiego naciskania: Kochanie czy chcesz, żebyśmy mieli dzieci, a jeśli tak to ile?". Np. idziemy do znajomych, którzy mają dzieci, my zachwycamy się nimi, a nasz partner/partnerka nie wygląda kogoś, kto tryska entuzjazmem, wtedy możemy dopytać.