Pod wodzą Romana Kurkiewicza tygodnik "Przekrój" zamiast odbić się od dna, w ciągu roku stracił niemal połowę czytelników. Czy dlatego, że – jak przekonują niektórzy – zamiast lewicowym pismem został "ultralewicową agitką"?
Roman Kurkiewicz przestanie być naczelnym tygodnika "Przekrój", a do wymiany pójdzie cała redakcja – poinformował dziś "Press". Niespodzianka? Niezupełnie. Zmiany personalne można było wróżyć obserwując statystyki sprzedaży. W czerwcu 2012 było to nieco ponad 17 tys. egzemplarzy, czyli prawie o połowę mniej niż w ubiegłym roku.
Na lewo zwrot
Kurkiewicz przejął stery "Przekroju" w grudniu ubiegłego roku i już sam fakt, że to właśnie on został redaktorem naczelnym, zwiastował, iż tygodnik będzie do bólu "lewomyślny". W styczniu potwierdził to sam Grzegorz Hajdarowicz, właściciel "Przekroju" otwarcie deklarując", że pismo pójdzie na lewo, a drugi należący do niego tygodnik "Uważam Rze" – na prawo.
– ["Przekrój"] nie powinien obawiać się odważnych tematów. Mamy w Polsce dyskusję o małżeństwach homoseksualnych, a ja chciałbym, żeby poszedł dalej i zapytał, dlaczego nie można mieć wielu żon czy mężów – mówił. Jak wyszło w praktyce?
Piotr Najsztub podsumował urzędowanie Kurkiewicza twierdzeniem, że "Przekrój" to nie gazeta, a "kuźnia poglądów". – Próbuje stać się zbiorem idei, skrzydłami, pod którymi mają się zebrać ci, którzy w nie wierzą. (…) Mam nadzieję, że wydawcy starczy cierpliwości, bo żeby taki twór znalazł w końcu czytelników, to musi ich sobie wychować – stwierdził w wywiadzie dla portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Cierpliwości nie starczyło. Ani wydawcy, ani czytelnikom.
– Żałuję, bo chciałem żeby to dalej trwało. Wizja Romana Kurkiewicza wydawała mi się przyszłościowa – mówi dziś w rozmowie z naTemat Najsztub.
Bez kultury
Czytelnicy skarżą się zaś, że zabrano im kulturę, a w zamian dano m.in. skandalizujące formą i treścią teksty Marty Karaś i Ilony Witkowskiej. W reakcji na żarty Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego z Ukrainek, napisały tekst naszpikowany wulgaryzmami. "Wojewódzki z tym drugim pajacem powinni zniknąć z polskiej pop-kultury. Wypier….ć natychmiast! Mogą sczeznąć" – to jeden z cytatów. Wcześniej sporo kontrowersji wzbudził także tekst ich autorstwa poświęcony córce premiera.
Najsztub twierdzi jednak, że kultura na łamach "Przekroju" pozostała, choć w innej formie. – Została wprzęgnięta w sprawy i debaty społeczne. Roman chciał pokazywać, że świat się zmienia na ulicach. W tym sensie zrobił z "Przekroju" tygodnik idei – tłumaczy były naczelny tygodnika.
Kto winny?
Jak twierdzi część czytelników, problem nie tkwi jednak w Kurkiewiczu i jego obecnych współpracownikach, a w samym Hajdarowiczu. Kiedy przejmował pismo w 2009 roku obiecywał, że tygodnik będzie czytało, jak za lepszych czasów, nawet 180 tys. osób. "Przekrój" miał być polskim "New Yorkerem" z kulturą, dłuższymi i pogłębionymi tekstami.
Szybko przyszedł czas weryfikacji obietnic. W ciągu dwóch lat urzędowania Hajdarowicza przez redakcje tygodnika przewinęło się czterech redaktorów naczelnych. Odszedł Piotr Najsztub, potem Bartek Chaciński, następnie Katarzyna Janowska, a każda z tych osób zabrała ze sobą czytelników i autorów, w zamian przynosząc nowe wizje. Ostatnia była ta Romana Kurkiewicza.
– Mnie od początku nie podobała się koncepcja Hajdarowicza. Liczył na starcie ideologiczne między "Przekrojem" a "Uważam Rze", tylko zapomniał o tym, że walka nie napędza sprzedaży – mówi Najsztub.
Czytelnicy w miarę upływu czasu tracili kolejne powody, dla których wcześniej chętnie sięgali po "Przekrój". "Kiedyś kupowałem dla całości. Po prostu. Później, dla recenzji filmowych Saramonowicza. Następnie, wywiady Najsztuba. Obecnie, pozostało więcej sentymentów niż mocnych stron" – pisze Anna w dyskusji na forum internetowym pod hasłem "Dlaczego czytacie 'Przekrój'?". Wpływ na to miały zapewne też ostre cięcia w zespole – od grudnia tygodnik tworzyła redakcja składająca się z zaledwie paru osób.
Niektórzy deklarują, że dziś jedynym atutem tygodnika pozostają rysunki Marka Raczkowskiego, a gdyby nie one, to nawet z tymi 17 tysiącami czytelników byłoby krucho.
Wczoraj (23.7) po kilkumiesięcznej przerwie kupiłem aktualny numer. Zrobiłem to, bo chciałem na stacji benzynowej rozmienić grubszy banknot i... pożałowałem. Never ever again. Tekst o edukacji seksualnej milusińskich (str. 20) dobił mnie szczególnie. Temat stary jak świat, dyskutowany już milion razy, i żeby ten artykuł wniosił przynajmniej coś nowego, jakieś rozwiązania itp... no kurcze nie wnosi. Cóż, autorka w końcu powołuje się na statystyki z 1999 roku, więc coś jest na rzeczy ;) I czy jeden taki denny tekst może zdyskredytować cały numer a nawet markę jaką przecież Przekrój jest? Oczywiście.
Marcin
komentarz z Facebooka o tekście Karaś i Witkowskiej
Tekst jest średniutki, zgadzam się z opiniami, ale nie zgadzam się z formą ich wyrażenia. (…) Szkoda "Przekroju". Historyczny tytuł i wielka niegdyś marka zamienił się w lewacką gazetkę promocyjną. Żebym ja, wychowany na starym "Przekroju", czekał na jego koniec? Smutne, ale prawdziwe.
Piotr Najsztub
były naczelny "Przekroju"
[Hajdarowicz] chciał pójść na lewo, a mnie się od początku nie podobała ta koncepcja. Hajdarowicz liczył na starcie ideologiczne między "Przekrojem" a "Uważam Rze", tylko zapomniał o tym, że walka nie napędza sprzedaży.
margala
wpis z forum gazeta.pl
Przestałem kupować od kiedy wzrosła cena. Przecież nie będę kupował dla samego
Raczkowskiego.