W wywiadzie dla SDP Piotr Najsztub ocenia obecną linię tygodnika "Przekrój", którego sam kiedyś był redaktorem naczelnym. Choć mu kibicuje, zauważa, że taki profil czasopisma nie przynosi mu czytelników: – Mam nadzieję, że wydawcy starczy cierpliwości – dodaje. O słowa Piotra Najsztuba zapytaliśmy lewicowego aktywistę i naszego blogera Sergia de Aranę.
Janusz Omyliński: Czytał pan słowa Piotra Najsztuba o "Przekroju"? Powiedział w wywiadzie o tygodniku, któremu kiedyś szefował: "To już nie jest gazeta, to jakaś kuźnia poglądów, nowy twór."
Sergio de Arana: Obecny "Przekrój" wypełnia lukę, która nie została zapełniona w Polsce od 20 lat. Przez dwie dekady nie było liczącej się gazety lub czasopisma lewicowego i równocześnie anty-konserwatywnego. Poza tym „Przekrój” nie skupia się na „bieżączce” i stara się iść pod prąd kryzysowi w mediach. Dzisiejsza prasa już nie zadaje podstawowych pytań, liczą się tylko słupki, sprzedaż, oglądalność i klikalność. Stąd wywiady o niczym z Dodą i Wojewódzkim lub rozprawianie o tym co nowego powiedział poseł Kłopotek. Dlatego w mediach zwycięża "kultura idiotów", jak to zjawisko nazwał Carl Bernstein (jeden z dziennikarzy, który ujawnił aferę Watergate – red.).
"Przekrój" nie radzi sobie na rynku. Gdzie pochowała się młoda lewica?
Może ten tygodnik zmienił orientację za późno – w czasach gdy prasa w ogóle jest w stanie upadku, bo przegrywa z Internetem i telewizją. Poza tym w Polsce bardzo trudno jest promować lewicowe poglądy, bo tutaj kompromitował je przez kilkadziesiąt lat reżim autorytarny. Nawet ci, którzy próbowali się odwoływać kiedyś do lewicowości, robili ostatnio takie rzeczy jak Adam Michnik, który popierał wojnę w Iraku lub usprawiedliwiał stosowanie tortur w więzieniach CIA w Polsce.
Może to skrajności się po prostu nie sprzedają? Wiele prawicowych wydawnictw też ledwo przędzie. Przekładając na sytuację polityczną, gdzie wybory wygrywa nijaka PO – Polacy są może w większości umiarkowani w poglądach.
Tygodnik "Uwarzam Rze" sprzedaje się świetnie, ale większość polskiego społeczeństwa jest konserwatywna. Dlatego trudniej jest sprzedać lewicowy "Przekrój".
Nie wiadomo czy Polacy posiadają jakieś dobrze określone poglądy. Gdy zapyta się wyborców PO, to jeden powie, że jest liberałem, a drugi, że katolickim konserwatystą i każdy z nich popiera tę samą partię. Dlatego potrzebny jest taki "Przekrój", żeby zadawać trudne pytania i promować mało popularne poglądy.
Piotr Najsztub powiedział też we wspomnianym wywiadzie: "Mam nadzieję, że wydawcy starczy cierpliwości, bo żeby taki twór znalazł w końcu czytelników, to musi ich sobie wychować. To zajmuje parę lat." Tu jest kłopot?
Podstawowa kwestią jest to, czy za 5-10 lat, będzie istniała w Polsce prasa papierowa. Wszystkie media mielą dziś cały czas to samo, tak jak ostatnio aferę Amber Gold. Jakoś przez ostatnie pół roku tylko kilku dziennikarzy zastanawiało się nad tym, że coś jest nie tak z Amber Gold, ale ten temat w większości mediów nie istniał. Prasa, która zajmuje się powtarzaniem wiadomości za telewizją, internetem i nie zadaje sobie trudnych pytań, nie jest nikomu potrzebna. Ale "Przekrój", który stara się stworzyć własną niszę, może mieć szansę.
Może sukcesu czy porażki "Przekroju" w obecnej formie nie możemy rozpatrywać liczbą sprzedanych sztuk gazety? Może takie idee rozchodzą się w wąskim gronie, ale gronie opiniotwórczym, skąd pulsują dalej.
Zdecydowanie tak. Podobne zjawisko mogliśmy obserwować gdy powstawała Krytyka Polityczna. Poważni ludzie, publicyści i dziennikarze śmiali się z tej "kawiarnianej lewicy" i bagatelizowali to środowisko. Tymczasem po wielu latach widać, że Krytyka Polityczna jest znacząca w mainstreamie i dziś konserwatywni dziennikarze się z nią liczą. Widać to chociażby po tym, jak odnosi się do nich środowisko prawicowe, które się Krytyki Politycznej wyraźni boi.