Trzy dni po katastrofie prywatnego śmigłowca, w którym zginął m.in. Kobe Bryant i jego 13-letnia córka, media opublikowały mapę z trasą przelotu maszyny. Analizujący ją dla "USA Today" eksperci są zgodni, że tragicznego scenariusza można było uniknąć.
W niedzielę media obiegła informacja, że nie żyje Kobe Bryant, jeden z najsławniejszych zawodników Los Angeles Lakers. Koszykarz był pasażerem prywatnego helikoptera, który spadł na ziemię w kalifornijskim Calabasas. Razem z nim zginęła 13-letnia córka oraz 7 innych pasażerów maszyny wraz z pilotem.
Amerykański dziennik "USA Today" opublikował w środę mapę przelotu śmigłowca. Analizujący ją eksperci stwierdzili, że pilot maszyny leciał w naprawdę "przerażających warunkach".
– To było całkowicie do uniknięcia, a powołując się na opinie niektórych osób mogę pójść nawet o krok dalej i stwierdzić, że nawet nieodpowiedzialne – powiedział Robert Ditchey, wieloletni pilot samolotu, inżynier lotniczy i były pracownik linii lotniczych.
Jeden z urzędników NTSB (rządowej agencji ds. bezpieczeństwa i badania wypadków komunikacyjnych w USA) stwierdził, że w maszynie, którą leciał Kobe i jego córka, "brakowało kluczowego elementu bezpieczeństwa: systemu rozpoznawania terenu i ostrzegania – TAWS". Oprócz niego w helikopterze nie zamontowano czarnych skrzynek, które mogłyby pomóc śledczym w rozwikłaniu przyczyn katastrofy.