
Bo kogo obchodzi ile fakultetów skończyłam, ile projektów zorganizowałam, z jak zacnymi firmami przychodzi mi każdego dnia pracować. Lepiej robić ze mnie pustą celebrytkę z czerwonych dywanów, pisać bzdury o moim małżeństwie, z długich wywiadów, z których wreszcie można by się dowiedzieć „czegoś” więcej o mnie zawodowego i wartościowego, zostawia się tego jakieś 10%, a pozostałe 90% to wspomniane „mięso”... I tak na serio to czasem jak czytam o sobie, to sama siebie już nie lubię.