Kiedy zainstalowałem TikToka, po części wiedziałem w co się pakuję. I że wchodzę do świata, w którym rządzą nastolatki. Czy miałem rację? I tak, i nie. Ta aplikacja pokazała mi, że najlepsze ma jeszcze przed sobą. A społeczność licząca ponad 1,5 mld użytkowników miesięcznie dopiero się rozkręca. Pokażę wam, o co chodzi. I tak jak ja poczujecie się staro.
– Hej, zobacz, zainstalowałam TikToka – usłyszałem niedawno od koleżanki w swoim wieku. Popatrzyłem ze zdziwieniem, bo po co jej aplikacja dla nastolatków? Tak, właśnie z nimi kojarzył mi się TikTok. Rok temu w naTemat opisywaliśmy zresztą masowe "boom" na tę aplikację i zachowania młodych osób, które jedni uznają za dziwne, a inni za skandaliczne.
Ale do rzeczy, bo postanowiłem sam sprawdzić, o co w tym chodzi. Zainstalowałem TikToka i przez tydzień miałem karuzelę emocji. Od zażenowania, po wybuch śmiechu w autobusie. Obaliłem jeden stereotyp: to nie jest świat tylko dla najmłodszych. A wśród nagrań z pieskami, kotkami i parodiami znanych piosenek można znaleźć prawdziwe perełki. Kreatywność nie zna tam granic.
Na początku trzeba zdać sobie sprawę, że jeszcze niecały rok temu z TikToka dziennie korzystało 700 mln osób. Już dawno przebił Instagrama, jeśli chodzi o liczbę pobrań aplikacji. Teraz dziennie wpadają tam miliony krótkich filmów.
Naprawdę nie trzeba być mistrzem kreatywności, by stać się gwiazdą TikToka. Jako pierwsze pokazało mi się nagranie, na którym jeden z użytkowników zmienia sobie rysy twarzy. Korzysta z dostępnych opcji i to nagrywa. Ten, wydawałoby się banał, zebrał 50 tys. polubień.
Szybko zmieniłem tematykę i trafiłem na challenge, który stał się hitem pod koniec 2019 r. Użytkownicy prezentowali różne style tańca, popularne w ostatniej dekadzie. Wyzwanie było w sam raz na symboliczny 2020 rok i zachęciło wiele osób do podpinania się pod hasztag #koniecdekady. Te 700 tys. polubień ze screena poniżej to całe nic. Niektórzy zbierali nawet po 1,5 mln.
Użytkownicy TikToka to głównie ludzie w przedziale wiekowym 13-24. Postanowiłem podpytać tych najmłodszych, co "grzeje" i jak nagrywać, by zyskać popularność. "Na pewno taniec. Bierze się jakąś piosenkę, do której trzeba wymyślić układ, potem robi sie z tego trend. Druga rzecz to DIY, czyli jak zrobić różne rzeczy. Albo konta, gdzie dziewczyny rozmawiają o dojrzewaniu" – pisze mi jedna z użytkowniczek.
"Na topie jest teraz taki filtr z Instagrama, który mówi na przykład, jaką postacią z Disney'a jesteśmy" – dodaje. Kiedy to sprawdziłem, zostałem zasypany przez TikToka innymi propozycjami. Nastolatki pokazują, jakie najgłupsze przezwiska można przydzielić znajomym albo robią wyzwanie z "zaraźliwym ziewaniem".
Przyznaję, nie do końca się w tym odnajduję. Rozumiem zaraźliwy, viralowy kontekst, ale to moim zdaniem ta ciemna strona TikToka. Nastolatki oglądają to i mówią "beka z typa". To pewnie wciąga, ale nic poza tym.
Jedno trzeba jednak zauważyć. Te wszystkie nagrania mają absurdalne zasięgi. Ktoś zaliczy glebę w rytm muzyki, trafi do kosza z połowy boiska, albo przybije żółwika ze swoim psem, i momentalnie ma szansę zebrać setki tysięcy polubień. A przy odrobinie szczęścia, miliony.
Psy i ogólnie zwierzęta to oddzielny wątek, ale ten trend znamy już z innych mediów społecznościowych. No bo kto nigdy nie oglądał kompilacji z uroczymi labradorami? Na TikToku to poszło o krok dalej, bo zwierzęta muszą być ZAANGAŻOWANE. Nie wystarczy, że słodko sobie leżą. Ich właściciele wpadają na coraz to nowe pomysły, jak kreatywnie pokazać swoich podopiecznych. Efekty? Zobaczcie sami.
A teraz druga strona medalu. Nie myślcie sobie, że TikTok jest tylko wysypem anonimowych kont. Potencjał tej aplikacji już dawno wyczuli influencerzy, którzy do tej pory nakręcali swój ruch głównie na Instagramie i YouTube. A do nich dołączyły największe korporacje, na przykład Coca-Cola.
Poza tym, na TikToka zawitała choćby Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Krótkimi nagraniami relacjonowała to, co działo się w ramach styczniowego finału. Inni użytkownicy podchwycili ten pomysł i powstało kilkanaście hasztagów promujących zbiórkę. Kiedy podliczyłem ich zasięgi, wyszło mi ponad 32 mln wyświetleń.
Nie będę bawił się w zgadywanie, w jakim kierunku rozwinie się TikTok, ale strzelam, że niedługo może przesiąknąć też polityką. Aplikacja z taką widownią, to jak woda na młyn w kampanii wyborczej. Na razie (i w sumie oby jak najdłużej), TikTok od polityków jest wolny. A gdyby chcieli wejść do tego świata, zapytałem o kilka rad na początek.
Coś nowego, a nie "oklepane" treści
18-letnia Julia ma na TikToku 150 tys. obserwujących. Regularnie publikuje swoje materiały i zdradza mi co zrobić, by dotrzeć do jak największej liczby osób. – Są dwie drogi. Pierwsza, to wierne śledzenie trendu i bycie na bieżąco. Druga jest trudniejsza. Chodzi o stworzenie całkiem nowego contentu. Czegoś, co nie jest jeszcze oklepane – wyjaśnia dla naTemat.
Julia porównuje TikToka trochę do prawdziwego życia. – Ludzie zwracają uwagę na ładne osoby. Ładne dziewczyny, przystojnych chłopaków – tłumaczy. Dodaje też, że serwis skupia bardzo tolerancyjną społeczność. – Dużo młodych osób promuje tu swoje poglądy i są one bardzo miło przyjmowane. Na takich różnych prowokacjach można się wybić – wskazuje.
Moja rozmówczyni zauważa, że TikTok ma swoje lepsze i gorsze dni. A ja nawet nie dziwię się, że młodzi znaleźli sobie inną "apkę". Facebooka przejęły polityczne marudy, które zrobiły z tego serwisu tablicę do publikowania politycznych manifestów. Z kolei misja Instagrama chyba powoli się wypala.