Historia internetu pełna jest zabaw w kotka i myszkę, rozgrywanych między młodzieżą i dorosłymi. Dzieciaki co jakiś czas znajdują oazy, do których "zgredzi" nie zaglądają zbyt często, dzięki czemu można (w miarę) bezstresowo dzielić się z rówieśnikami rzeczami o pewnych podtekstach. Wśród takich miejsc obecnie dzieli i rządzi TikTok, czyli aplikacja, którą pokochały nie tylko setki milionów młodych ludzi. Jednak czy można łudzić się, że w ślad za nimi nie podążyły również osoby dorosłe, które poszukują… filmików z seksownie wyginającymi się nastolatkami?
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Pamiętasz założone 14 lat temu grono.net i o rok starszy serwis społecznościowy nasza-klasa.pl? Z punktu widzenia młodych użytkowników było tam rewelacyjnie, lecz tylko do momentu, gdy nie zaczęli dostawać coraz większej ilości zaproszeń od rodziców, ciotek i wujków.
Efekt? Masowa ucieczka młodzieży na Facebooka. Jakiś czas później sytuacja się powtórzyła: gdy u Marka Zuckerberga zaczęła podnosić się średnia wieku, młódź rozpoczęła migrację na Instagrama.
A następnie na Snapchata i Vine itp. Sposobem na zgubienie dorosłej pogoni stało się używanie aplikacji, których fenomenu osoby starsze najzwyczajniej w świecie nie ogarniają.
No bo jak to: nie mogę wrzucać długich wpisów, dzieląc się światem z moimi przemyśleniami na temat obecnej sytuacji politycznej Zanzibaru? Nie mogę tworzyć albumów ze zdjęciami z wakacji w Hurghadzie albo z 60. urodzin cioci Hani? Zamiast tego jakieś krótkie, a do tego czasami znikające po jakimś czasie filmiki… Totalnie bez sensu dla osób, które urodziły się przed rokiem 2000.
Takie właśnie podejście dorosłych sprawiło, że dzieciaki mogły bawić się w najlepsze. W sierpniu 2014 r. do gry weszła aplikacja, która niedługo później miała podbić serca osób, dla których nawet Instagram i Snapchat są dla starych, nudnych ludzi.
"O co cho"?
Rzecz otrzymała nazwę musical.ly, a stworzyli ją mieszkający w Szanghaju Alex Zhu i Luyu Yan. Idea wyglądała następująco: dzielimy się ze światem naszymi filmikami, na których wydurniamy się, tańczymy, skaczemy i udajemy śpiew, poruszając ustami do popularnych kawałków.
Okazało się, że w tym szaleństwie jest metoda – w roku 2015 aplikacja miała już 10 milionów użytkowników, aby rok później dojść do 90 milionów, a w 2017 r. przekroczyć 200 milionów. Dodajmy: użytkowników w znacznej większości młodych, gdyż połowę stanowiły osoby pomiędzy 13. a 24. rokiem życia.
Jednocześnie sztywniacki świat dorosłych coraz częściej zaczynał czepiać się musical.ly. Dziennikarze, pedagodzy, seksuolodzy oraz publicyści grzmieli, że treści zamieszczane w tym miejscu są, mówiąc najdelikatniej, dyskusyjne. Promują zachowania wręcz ociekające seksem, mogące nie tylko deprawować młode osoby, lecz również przyciągać pedofili.
Coraz częściej było słychać krytykę osób takich jak popularny youtuber PaymoneyWubby, bądź też Anastasia Basil, która opublikowała esej "Porno nie jest najgorszą z rzeczy na musical.ly", opisujący wpływ wspomnianej aplikacji na jej 10-letnią córeczkę.
Rozwiązaniem idealnym okazała się transakcja, która nastąpiła w listopadzie 2017 r. Wówczas musical.ly zostało nabyte (ponoć mógł być to nawet miliard dolarów) przez chińską firmę ByteDance, właściciela aplikacji o nazwie TikTok.
W sierpniu roku kolejnego doszło do konsolidacji: pod nazwą TikTok połączono użytkowników obu platform, tworząc potęgę nie do zatrzymania.
Jeśli problem, to wielki
Dziś TikTok działa na ponad 150 rynkach i dostępny jest w 75 językach. Dane na lipiec 2018 r.: farma użytkowników przekroczyła 500 milionów.
Wśród nich pojawiły się gwiazdy świecące wyjątkowo mocno, takie jak 17-letnie bliźniaczki z Niemiec, tworzące profil @lisaandlena z ponad 32 milionami followersów (dla porównania na Instagramie mają ich "jedynie" 14 milionów). Drugie miejsce zajmuje @lorengray, ich rówieśniczka ze Stanów, zbliżająca się do 30 milionów obserwujących.
To osoby, które potrafią najskuteczniej podbijać świat przy pomocy 15-sekundowych filmików, które można tuningować dzięki odjazdowym filtrom, efektom specjalnym oraz zmianie prędkości odtwarzania.
Wszystko brzmi bardzo niewinnie, prawda? Jednak są i tacy, których niepokoją sposoby, w jakie nastolatki starają się zdobywać popularność. Czasami te obawy sięgają wręcz szczebla rządowego, jak w Indonezji, gdzie w ubiegłym roku TikTok został czasowo zablokowany m. in. z powodu propagowania pedofilii. Powrócił dopiero po tygodniu, po bardzo solidnym ocenzurowaniu treści.
Czasem w dzwony zaczynają bić organy ścigania. Tak właśnie stało się niedawno, w styczniu 2019 r., gdy policja w Indiach zaczęła ostrzegać: ta aplikacja jest używana do rekrutacji nastoletnich prostytutek.
Czy to uzasadnione zarzuty? Czy rzeczywiście należy wsłuchiwać się w głosy mówiące, że to miejsce jest rajem dla dorosłych, którzy mogą nie tylko oglądać szukające uznania nastolatki, lecz również nawiązywać z nimi kontakty? Czy TikTok naprawdę przeobraża się w alternatywę dla tzw. seks kamerek?
Zabawa dla młodych
Ocena tego, na co można trafić w tej aplikacji, jest kwestią mocno subiektywną. Z prawnego punktu widzenia nie za bardzo można się do czegokolwiek przyczepić. Przecież nagość jest tutaj zakazana, tak więc na drugi plan może schodzić kwestia weryfikacji wieku użytkowników (podczas logowania należy jedynie zadeklarować datę urodzenia).
Jak interpretować występy młodych osób, które wiją się przed obiektywem na sposoby, które nawet człowiek niezbyt purytański nazwałby "zmysłowymi"? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sam.
Podobnie jak w przypadku popularnych hasztagów, sugerujących, że niektóre z nastolatek owe kocie ruchy dedykują mężczyznom znacznie od nich starszym.
Rzeczy takie, jak #daddysgirl, #lolita i #barbiegirl naprawdę nie są tutaj rzadkością. Podobnie jak #master (chodzi tu o wątki BDSM, w których dziewczynki kuszą "tatusia" o to, aby np. prowadzał je na smyczy).
Dołóżmy do tego rozmaite pozowanki w strojach uczennic oraz... smoczek. Gadżet ów to prawdziwy książę TikToka: jest przez użytkowniczki TikToka ssany oraz naprzemiennie wkładany i wyjmowany z ust. Od czasu do czasu "przypadkowo" spada i zatrzymuje się pomiędzy piersiami.
Zabawa interaktywna
Młodzież kocha internetowe wyzwania. Pod tym względem TikTok oczywiście nie jest wyjątkiem. Pierwszy przykład z brzegu: Trépate Challenge, którego nazwa zaczerpnięta została od piosenki "Trépate", wykonywanej przez wenezuelskiego artystę Sixto Reina.
Jej tytułowy wers można przetłumaczyć jako "wespnij się na mnie, zabijmy naszą chcicę". O co chodzi w tym wyzwaniu? Sprawa jest banalnie prosta: należy zatańczyć w sposób naśladujący ruchy kopulacyjne, koniecznie w dotykaniem swoich piersi, tudzież wszelakich stref intymnych.
Rzecz do przemyślenia
Na koniec zaznaczmy jasno i wyraźnie kilka rzeczy. Po pierwsze nie jestem człowiekiem, który absolutnie wszędzie widzi zepsucie oraz podteksty. Nie chcę bawić się w Wielkiego Inkwizytora, któremu wydaje się, że przeprowadził wiekopomne śledztwo dziennikarskie, odkrywając – ależ szok! – że młodzież interesuje się sferą seksualną.
Nie chcę również dowodzić, że TikTok jest Sodomą i Gomorą oraz wynalazkiem Szatana. Przecież większość zamieszczanych tam treści jest naprawdę niewinna, natomiast takie, które mogą wzbudzać niepokój, znajdzie się również np. na Instagramie.
Nie zakładam z automatu, że dziewczyny, które wcielają się w role internetowych kusicielek, są niepełnoletnie, tak więc nie będę miotał na ślepo zarzutami w stylu "oto raj dla pedofili", które pojawiają się w internecie.
Chodzi raczej o przyjrzenie się aplikacji, która w największym stopniu kształtuje rozwój (także seksualny) dzisiejszej młodzieży. Nawet jeśli większość zgredów – ku radości nastoletnich użytkowników – nawet o tym nie wie.