Sopot. Letnia stolica Polski. Molo, morze i festiwal muzyki. Tak widzi to miasto przeciętny mieszkaniec naszego kraju. Czy jednak nadmorska miejscowość to tylko lody włoskie, opalanie na plaży i spacery po „Monciaku”? 6 września w Sopocie rusza pierwszy festiwal sztuki ARTLOOP. Czas odczarować kurort.
– Sopot nie jest miejscem oczywistym – mówi mi Lena Dula, kuratorka festiwalu Artloop. – To miasto ma bardzo wysublimowaną tożsamość. Zupełnie inaczej wygląda w sezonie, kiedy przechadzają się po nim tłumy turystów, inaczej zimą, kiedy wszystko jest pozamykane na siedem spustów, a jeszcze inaczej wiosną, kiedy szykuje się na wizytę wczasowiczów. Dla wielu osób nasze miasto to pocztówka, ładny nadmorski widoczek. Nie jest to do końca prawda. Sopot to miasto skomplikowane, z problemami i nierównościami. Festiwal ARTLOOP jest próbą znalezienia tożsamości miasta, które żyje tylko dwa miesiące w roku – dodaje Dula.
Sposobów na zdefiniowanie tożsamości miasta-widokówki jest wiele. Na ARTLOOP sztukę będzie można dotknąć, obejrzeć, posłuchać, a nawet ją tworzyć. Przez cztery dni nadmorskie miasto zamieni się w pulsujące sztuką miejsce. Będą koncerty, pokazy filmowe i warsztaty. Wszystko będzie miało na celu obudzenie mieszkańców miasta i zaproszenie do dialogu. W ramach festiwalu zostaną chociażby pokazane fotografie Maurycego Gomulickiego przedstawiające kobiece piersi, Ania Reinert stworzy mural turystki, a Julita Wójcik, która wywołała kiedyś kontrowersje obierając ziemniaki w „Zachęcie”, stworzy intrygującą instalacje pt. „Cień”. Sztuka będzie wchodzić w miasto i ożywiać posezonową atmosferę.
– Festiwal ma wywołać emocje – opowiada kuratorka. – Nie chodzi o kontrowersje, bo w moim odczuciu sztuka, którą pokazujemy jest przyjemna, ale o żywe reakcje. ARTLOOP specjalnie zaplanowaliśmy na powakacyjny weekend, kiedy miasto już powoli pustoszeje. W ten sposób chcemy trochę przedłużyć sopocki sezon, ale też podkreślić, że festiwal nie jest skierowany do turystów, ale mieszkańców. Słowo „kurort” kryje w sobie kilka znaczeń. Zwykle używamy go w kontekście miejsca, w którym można odpocząć, ale przecież to słowo znaczy również uzdrowisko. Wierzymy w to, że sztuka może uleczyć i liczymy, że tak się stanie – dopowiada Dula.
Uzdrowienie rzeczywiście byłoby wskazane. W ostatnich latach Sopot zmienił trochę swój charakter. Z nadmorskiego letniska stał się zatłoczonym i głośnym miastem, pełnym straganów, budek i leniwie snujących się turystów. – To miasto nie kojarzy się ze sztuką i dlatego też tutaj chcieliśmy zrobić ARTLOOP. Zrobienie festiwalu sztuki w Krakowie czy Warszawie nie jest specjalnym osiągnięciem, a w Sopocie jest to wyzwanie. ARTLOOP ma przełamać sposób myślenia i obudzić mieszkańców miasta – tłumaczy mi kuratorka.
Czy to początek kulturalnej rewolucji nad morzem? – Nie przesadzałabym. To raczej mały eksperyment. Festiwal zaczyna się za dwa dni, a my już odbieramy pozytywne reakcje. Wczoraj został odsłonięty mural „Turystka”, zrobiony przez Anię Reinert, dziś pokażemy pracę Mariusza Warasa „M-city 669”, która została wykonana na ścianie niezbyt ładnego budynku Alga. Obie prace zostaną z nami na stałe, jako swego rodzaju pokłosie festiwalu. Mieszkańców to bardzo cieszy – mówi Lena Dula.
Skromność organizatorów wydaje się zbyt wielka. Program festiwalu jest naprawdę imponujący. Być może dla niektórych Sopot to tylko weekendowe miasto, które straszy po sezonie. Jestem pewna, że ARTLOOP przełamie ten stereotyp. Odczarujmy kurort!