
Chodzi o wywiad Lipińskiej dla tygodnika "Wprost". Wywiad, co najmniej alarmujący. Pomińmy już te wypowiedzi, w których autorka "365 dni" wyznaje, że nie uważa, aby "kobiety musiały dziś walczyć o swoje prawa" i "nie czuje się gorsza, słabsza", ale jednocześnie wyjawia, że "feministki nie lubią jej, bo uznaje swoją słabość jako kobiety w stosunku do mężczyzny". Pomińmy też słowa: "Matka natura wyprzedziła feministki, tak urządzając świat, by to facet był silniejszy, organizował schronienie, polował na zwierzynę, chronił domowe ognisko, które tworzy kobieta. Dla mnie to facet ma być silniejszy, bogatszy, inteligentniejszy". Auć. Ale skupmy się na gwałcie.
Pomijając fakt, że Lipińska twierdzi, że książkowa scena w samolocie nie jest gwałtem, to szokujące są jej słowa, że dla niektórych kobiet to po prostu "bardzo fajny seks oralny". Powtórzmy, że w książce doszło do przemocy seksualnego, mimo że Lipińska jej nie widzi. A gwałt nie jest fajny. Gwałt jest przemocą i traumą. Nawet jeśli osoba odczuwa podniecenie (co jest reakcją fizjologiczną), to nie oznacza, że nie jest ofiarą i nie cierpi. Gwałt to zawsze przestępstwo.
Słowa Blanki Lipińskiej są więc absolutnie nie do zaakceptowania. "Afera z '365dni' to nie jest kwestia fikcji literackiej czy filmowej" – zauważa aktywistka Maja Staśko. I ciągnie dalej: "Wypowiedzi autorki to jedyne od dawna wypowiedzi dotyczące gwałtu w mainstreamowych mediach. To oznacza, że mają olbrzymi wpływ. W świecie pozbawionym rzetelnej edukacji seksualnej to one edukują ludzi i kształtują świadomość na temat przemocy seksualnej. I tylko w świecie pozbawionym rzetelnej edukacji seksualnej gwałt może być sprzedawany jako zajebisty seks".
Gwałt nie jest częścią mojej seksualności. Gwałt to nie gra wstępna. Gwałt to nie jest coś, czego w głębi duszy pragnę (jak każda kobieta). Gwałt nie staje się nagle seksem, gdy gwałci bogaty i piękny. Gwałt nie staje się seksem, jeśli wcześniej flirtowałam. Gwałt nie jest ok, gdy stosuje go pracodawca.