W sieci pojawił się wywiad z Mateuszem Morawieckim, który przeprowadzili z nim na żywo dwaj blogerzy Stefan Tompson i Patrick Ney. Premier opowiadał o historii Katynia, ale temat zboczył na jego działalność w czasach PRL-u. Morawiecki pochwalił się, że rzucał koktajlami Mołotowa w "policyjne Nysy". Wyznanie premiera, zamiast zachwycić, wywołało salwy śmiechu w mediach społecznościowych. Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy to w ogóle ociera się o prawdę.
– Oczywiście (rzucałem koktajlami Mołotowa – red.), ze skutkiem pozytywnym. Rzucaliśmy przede wszystkim w Nyski policyjne i działka armatnie, które jeździły podczas demonstracji i bardzo zimną wodą rozpędzały demonstrantów. To był nasz główny cel – powiedział podczas wywiadu na żywo na Facebooku Mateusz Morawiecki.
Przeprowadzili go dwaj blogerzy – Stefan Tompson i Patrick Ney. Ney już raz rozmawiał z premierem i pytał go o umiejętność konstruowania koktajlu Mołotowa. Morawiecki stwierdził wtedy, że potrafi taki zrobić. Dlatego korzystając z drugiej okazji bloger dopytał szefa rządu, czy korzystał z tej broni podczas swojej działalności w opozycji.
Premier odpowiedział twierdząco. Podkreślił, że w tamtych czasach młodzież bardzo szybko dorastała i od małego był angażowany przez ojca, Kornela Morawieckiego, do pomocy opozycji.
"Pewnie walczył jeszcze w Powstaniu Warszawskim"
Nie wszyscy jednak, którzy obejrzeli wywiad z premierem, uwierzyli w jego opowieść. Wielu było zaskoczonych tym, że jako dziecko lub nastolatek (nie wiadomo, bo Morawiecki nie precyzuje, kiedy to było) rzucał bombami zapalającymi domowej roboty w samochody milicji.
Niektórzy zarzucili mu, że mija się z prawdą i fantazjuje. Od razu pojawiły się prześmiewcze komentarze, które w przerysowany sposób podkreślały absurd wypowiedzi premiera.
"Kiedy film o partyzanckich dokonaniach M. Morawieckiego?", "Był koktajl jagodowy... ale żeby nim rzucać...", "Nawet Radio Wolna Europa nie opowiadała takich głupstw, kolejny przykład mitomanii premiera", "Wkrótce usłyszymy, że rzucał w czołgi w Powstaniu Warszawskim. Nie wierzę, że to czytam" – czytamy w komentarzach na Twitterze.
"Przygody" z milicją
Morawiecki nie raz zasłynął już z opowieści o swoich spotkaniach z ówczesną milicją oraz z opisów działalności opozycyjnej. Jako 19-latek był ścigany po "rachitycznych rusztowaniach" przez milicjantów za powieszenie transparentu z apelem o uwolnienie jego ojca.
– Uciekałem razem w kolegą po takich rachitycznych rusztowaniach przed milicjantami, bo tak się wtedy nazywali policjanci. I w końcu nas złapali na tych rusztowaniach na czwartym czy piątym piętrze. Próbowali szarpać się z nami, grożąc, że zrzucą nas stamtąd. I mnie konkretnie również – wspominał premier.
I dodał z grozą: – Trzymałem się takiej rachitycznej rurki, która chyba ocaliła mi życie, bo udało się przetrwać tamtą scenę.
Innym razem napisał, że organizowany w 1989 roku przez opozycję wrocławski Przegląd Niezależnej Sztuki Czechosłowackiej był wstępem do rewolucji w Czechosłowacji.
Oczywiście Morawiecki popisał się kronikarską pamięcią i dokładnie opisał wspomniane wydarzenie, w którym przyszło mu brać udział. "Szczególnie zapamiętałem wspaniały koncert Karela Kryla w Teatrze Polskim. Widownia była pełna, sporo osób siedziało na podłodze lub stało. Czeski Artysta rozpoczął koncert od powitania: 'Dobry wieczór po 20 latach', po czym wybuchła wrzawa oklasków. Podobnie, jak po pierwszych taktach utworu 'Morituri te salutant'' – opowiedział z niezwykłą precyzją premier.
Między innymi właśnie przez takie relacje Morawiecki zaskarbił sobie miano "mitomana" wśród zwolenników opozycji, ale nie tylko. Wiele osób po prostu nie wierzyło w jego opowieści i wyśmiewało je. Pikanterii dodawały przekazy innych opozycjonistów, np. Władysława Frasyniuka, który podważał heroiczność czynów obecnego premiera w czasach PRL-u.
"Szukam świadków"
Jeden z internautów postanowili dowiedzieć się prawdy o wspomnianym przez Morawieckiego rzucaniu koktajlami Mołotowa w milicyjne Nyski. Chciał znaleźć w mediach społecznościowych osoby, które mogłyby opisać wydarzenia sprzed przeszło 30 lat. I udało mu się.
"Wśród spalonych pojazdów nie było nysek i tym bardziej polewaczki. Były terenowe Gaz 24. Jedyny znane mi przypadki to 31.08.1982. Z tym wielokrotnie na pewno przesadził" – napisał na Twitterze Jacek Dominiak.
Wtórował mu Tadeusz Szlegier. "O ile sobie dobrze przypominam, to na placu Pereca była ogromna bitwa z ZOMO. Ale MM tam nie widziałem" – napisał w komentarzu. Niektórzy komentujący zajrzeli do źródeł historycznych, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o "spalonych Nyskach". Nic jednak nie znaleźli. Postanowiliśmy im pomóc.
Sprzeczne z doktryną "Solidarności"
– Nie przypominam sobie, żeby podczas demonstracji dochodziło do tego typu zachowań, szczególnie w latach 80. podczas demonstracji "Solidarności" – mówi naTemat.pl historyk, dr Jan Skórzyński.
Tłumaczy nam, że walka, w tym rzucanie butelkami z benzyną w stronę milicyjnych pojazdów, była niezgodna z doktryną Związku, która opierała się głównie na obronie. Przywołuje jednak nazwę innej organizacji, w której działali obaj Morawieccy: Solidarność Walczącą. Z jej strony, jego zdaniem, prędzej mogło dojść do takiego ataku.
Przyjrzeliśmy się wydarzeniom z Wrocławia z 1982 roku, kiedy doszło do jednych z najkrwawszych starć mieszkańców z milicją i ZOMO. Rzeczywiście w jednym z opisów pojawia się fragment o ataku protestujących, którzy obrzucili pojazdy ZOMO butelkami z benzyną. Jedna z nich trafiła, ale pojazd opancerzony.
W innym miejscu relacji czytamy, że "podczas starć na Moście Grunwaldzkim tłum obrzucił kamieniami i butelkami z benzyną wojskowy gazik – kiedy samochód stanął w płomieniach, jego załoga się wycofała". Nadal jednak ani słowa o milicyjnej Nysce, a na dodatek, skoro Morawiecki powiedział, że rzucał w nie "z pozytywnym skutkiem", nie napisano o żadnym spalonym tego typu pojeździe.
Koloryzujący premier
– Ja również mam sporo wątpliwości co do używania wspomnianych koktajli Mołotowa w drugiej połowie lat 80. To wtedy raczej, z racji czysto wiekowych, premier Morawiecki mógł rzucać owymi ładunkami. Nie przypominam sobie jednak w tym okresie takich sytuacji – stwierdza prof. Antoni Dudek, historyk i autor książki "Walki uliczne w PRL".
Dodaje także, że w tamtych czasach zrobienie w Polsce koktajlu Mołotowa było trudne z powodu braku benzyny. Można więc przypuszczać, że jeśli już komuś się udało, to z pewnością tak cennej broni nie dawał do rąk nastolatkom.
Zdaniem naszego rozmówcy, jeśli w ogóle tego typu próby ataku były, to doszło do nich o wiele wcześniej, np. w Grudniu 70'. Ale wtedy premier Morawiecki miał dwa latka.
– Wypowiedź premiera jest raczej pewnym skrótem. Zapewne był na demonstracjach, ale tam najczęściej rzucano kamieniami. Może pomyślał, że to było za mało... Trudno mi to stwierdzić. Premier lubi ubarwiać, a historia w jego opowieściach staje się bardzo plastyczna. Tu nie ubarwił jej aż tak bardzo. Inaczej by było, gdyby powiedział, że operował jakąś bronią przeciwpancerną. A tak, to wpisuje się w jego kombatancką narrację – tłumaczy nam historyk.
Problem w tym, że Morawiecki wyraźnie powiedział, że rzucał Mołotowami i dokładnie opisał, w co celował. Czy jego opowieść jest prawdziwa? Patrząc na opis wydarzeń z tego okresu, nie wydaje się taka być, ale trudno na 100 proc. to potwierdzić. Być może znajdzie się ktoś z "paczki" premiera, który o tym opowie...