– To, co ona zrobiła, to, co prezentuje, jest poniżej wszelkiej krytyki. Niech nie tłumaczy, że wycierała sobie oko, bo równie dobrze mogła sobie wycierać coś innego – mówi o zachowaniu posłanki Lichockiej w rozmowie z naTemat Anna Żyłowska ze szczecińskiego oddziału Stowarzyszenia Walki z Rakiem Płuca. Kobieta od lat walczy z chorobą i z systemem, który w Polsce dla pacjentów onkologicznych nie jest przychylny. Przyznaje, że decyzja o przekazaniu miliardów złotych na TVP zamiast na onkologię jest dla niej policzkiem.
Pani Anno, to, co się wczoraj działo w Sejmie, część pacjentów określiła jako policzek.
Dla pacjentów to jest olbrzymi policzek, dlatego że 2 mld, które będą wydane na propagandę w telewizji rządowej, mogły być spożytkowane na leki, na nowoczesne leczenie pacjentów chorych na nowotwory, którzy tego naprawdę bardzo potrzebują.
Część z tych 2 mld zł można byłoby przekazać na immunoterapie, na którą nie ma w tej chwili środków, choć są pieniądze na programy, które są zbędne. Poza tym, gdyby 2 mld złotych dostała onkologia, to szereg nowoczesnych leków można byłoby wprowadzić do refundacji. Są leki, które się stosuje ciągle, ale są też i takie, które stosuje się tylko przez rok, ale przedłużają życie pacjenta.
Dla mnie ta pani momentalnie powinna przestać być posłanką. To, co ona zrobiła, to, co prezentuje, jest poniżej wszelkiej krytyki. Niech nie tłumaczy, że wycierała sobie oko, bo równie dobrze mogła sobie wycierać coś innego.
Nie wiem czy ta pani miała w rodzinie kogoś, kto chorował na nowotwór, czy ona zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda ta choroba, czy zdaje sobie sprawę z tego, co robi. Jej zachowanie było tak bezczelne, że trudno na ten temat w ogóle się wypowiadać.
Dla tej pani to jest jedna wygrana debata, ale dla pacjenta chorego onkologicznie, to jest przeżyć rok, albo go nie przeżyć. Nie życzę jej, żeby kiedykolwiek musiała tego doświadczać.
Jeden z pacjentów onkologicznych powiedział mi: "Perspektywa się zmienia, kiedy choroba dotyka nas. Politycy nie mają świadomości, o co toczy się walka".
Oni wiedzą, że jeśli im się cokolwiek stanie, to mają dostęp do terapii, do programów, do leczenia. Mają rządowy szpital, który dysponuje dużo większymi środkami niż każdy inny. A taki zwykły Kowalski, który mieszka np. w zapadłej wsi na Podlasiu, nie ma dostępu do niczego.
Mam pacjentów, którzy do mnie dzwonią spod Lublina, spod Białegostoku, pytają, co mogą zrobić. I co ja mam im powiedzieć? Staram się znaleźć jakiś program lekowy, albo firmę farmaceutyczną, która mi da leczenie dla tego pacjenta za darmo, ale to się dzieje rzadziej niż rzadko.
Było już kilka takich przypadków, że zanim pacjent dostał zgodę na leczenie, zanim załatwiłam firmę, to on zdążył umrzeć.
Ludzie, którzy mogliby żyć, normalnie funkcjonować, pracować, są skazani na śmierć, bo nie ma leków dla nich. Są pieniądze na telewizję publiczną... I po co im te pieniądze? Żeby TVP zrobiła jeszcze parę kampanii wyborczych?
Nie jestem politykiem, nie należę do żadnej partii, nie mam z tym nic wspólne, ale uważam, że zawsze powinien liczyć się człowiek, a nie partia.
Pacjenci onkologiczny w Polsce umierają przez brak dostępu do leków i leczenia?
Mogę wypowiadać się na temat raka płuca, bo na tym się znam najlepiej. Część osób, które nie doczekała terapii, mogłaby żyć dalej. Każdy rok życia z nowotworem, to jest bardzo dużo dla człowieka.
Miałam pacjenta, który miał 45 lat, troje malutkich dzieci. Niestety nie udało mi się załatwić dla niego terapii. Jest wiele leków, które czekają na rejestrację, to są leki, które są bardzo dobre, które są stosowane w Europie.
A czas jest w tym przypadku kluczowy.
Każdy nowotwór im szybciej zaczyna być leczony, tym szybciej można go przekształcić z choroby śmiertelnej w chorobę przewlekłą. Istotna jest każda złotówka, która przeznaczona jest na innowacyjne terapie, innowacyjne leki. Są przecież na świeci leki, dzięki którym pacjenci mogą żyć dłużej, żyć w w miarę godnych warunkach, bez takich następstw, które pojawiają się po chemioterapii.
Są to jednak leki drogie, a naszego państwa na to nigdy nie stać. Dlatego, kiedy usłyszałam, że Senat chce te pieniądze przekazać na terapie onkologiczne, to cieszyłam się bardzo, bo myślałam, że stanie się wreszcie coś dobrego. Oczywiście okazało się, że nie warto robić czegoś dobrego, bo lepiej zrobić coś głupiego...
Część pacjentów wyjeżdża z Polski, żeby gdzieś indziej szukać ratunku?
Ludzie sprzedają samochody, domy, żeby ratować swoje życie. Wyjeżdżają na terapie, które są dostępne w innych krajach.
Czyli zagranicą wygląda to zupełnie inaczej?
Jest wiele leków, które w Polsce są niezarejestrowane, nierefundowane, a są dostępne w całej Europie, łącznie z Rumunią. W tej chwili Rumunia ma więcej nowoczesnych leków refundowanych niż Polska.
Ma pani nadzieję, że ta presja społeczna coś da, że rząd znajdzie środki na wsparcie onkologii?
Nie. To jest partia, która ma ogromną władzę. Nie znam się na polityce, ale wiem, że nawet z ministrami z PiS-u można było negocjować jakieś wejście na listy refundacyjne. Poprzedni minister zajmujący się lekami, Marcin Czech, z którym często się spotykałam, przyczynił się do tego, że na tych listach pojawiły się leki na raka płuc. To było nasze wielkie zwycięstwo.
Od ilu lat pani choruje?
Choruję od 2005 roku, czyli 15 lat. Mam za sobą całą ścieżkę, którą może przejść pacjent, łącznie z operacją, radioterapią itd. Jeśli cokolwiek mówię na ten temat, to na pewno wiem, co mówię, bo jest to perspektywa pacjenta.
Też odbija się pani od ścian?
Ostatnio dostałam skierowanie na tomografię i kazano czekać mi na nią 3 miesiące, więc stwierdziłam, że dziękuję i nie będę tego robiła. Miałam skierowanie do alergologa, ale okazało się, że mogę się do niego zgłosić za rok, czyli też dziękuję, bo nie wiem, czy za rok będę jeszcze żyła.