Wiele można Donaldowi Trumpowi zarzucić, ale z pewnością nie można odmówić mu wyczucia społecznych nastrojów. Już dziś wiadomo, że będzie starał się o ponowny wybór, więc skrupulatnie zbiera punkty tam, gdzie może ich zebrać najwięcej, czyli wśród tłumów swoich potencjalnych wyborców. Już raz przyniosło mu to efekt.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Powiedzieć, że pojawił się na legendarnym amerykańskim wyścigu na torze Daytona na Florydzie, to nie powiedzieć. Prezydent Donald Trump przywitał fanów Nascar okrążeniem toru wyścigowego w swojej prezydenckiej limuzynie.
Tłumy kibiców mogły zobaczyć z bliska sunące auto z Trumpem w środku. Wcześniej wszyscy ujrzeli prezydencki samolot, który leciał nad torem. A potem było jeszcze poruszające przemówienie.
– Nie ma większych emocji niż dołączenie do was w centrum wyścigów Daytona. To takie ekscytujące – powiedział prezydent USA, otwierając 62. edycję słynnego amerykańskiego wyścigu.
– Niech was Bóg błogosławi, niech Bóg błogosławi nasze wojsko, niech Bóg błogosławi naszych weteranów i niech Bóg błogosławi Amerykę. Życzymy wspaniałego wyścigu – mówił amerykański przywódca.
Trump podziękował też nowym żołnierzom, którzy złożyli uroczystą przysięgę, za to, że "narażą swoje życie na niebezpieczeństwo dla naszego kraju".
Następnie chwycił mikrofon i wygłosił znaną komendę w świecie sportów motorowych: "Gentleman. Start your engines!". Po chwili 40 zawodników uruchomiło silniki i było gotowych do startu. Tyle.
Historia lubi się powtarzać?
Donald Trump znany jest z tego, że nie odpuszcza nawet wtedy, gdy mało kto daje mu szanse. Tak było podczas ostatnich wyborów, w których sondaże dawały przewagę kandydatce Demokratów, Hilary Clinton. Kandydat Republikanów na prezydenta skrupulatnie jednak odwiedzał tzw. swingujące stany i okazało się, że ostatecznie w kilku z nich wygrał o włos, mimo że mało kto to zakładał.