
Ponad 300 osób pracujących w londyńskim Canary Wharf musiało zostać w środę w domu, ponieważ ich biura zostały zamknięte z powodu szalejącej epidemii koronawirusa. Jeden z pracowników korporacji branży energetycznej przyszedł do pracy z objawami grypopodobnymi.
REKLAMA
Pracownik amerykańskiej firmy Chevron spędził niedawno urlop w jednym z państw, w których potwierdzono najwięcej przypadków zakażenia koronawirusem. Reszta pracowników została odesłana do domu. Do biura mają wrócić dopiero, gdy wynik testu na obecność śmiercionośnego patogenu okaże się negatywny.
Canary Wharf to potężny kompleks biurowy w Wielkiej Brytanii - jeden z największych na świecie. Warszawski Mordor to przy nim pikuś. We wschodniej dzielnicy Londynu pracuje obecnie ponad 100 tys. osób. Swoją siedzibę mają tam bank HSBC oraz firma KPMG.
Przypomnijmy, że koronawirus szybko rozprzestrzenia się w Europie. Pierwszą ofiarę śmiertelną zanotowano we Francji. W nocy w szpitalu w Paryżu zmarł 60-letni mężczyzna. Śmiertelne żniwo wirus z Wuhan zbiera we Włoszech. Na Półwyspie Apenińskim oficjalnie potwierdzono 7 ofiar śmiertelnych, a łącznie zarażonych jest 229 osób. Jednak prawdopodobnie ich rzeczywista liczba jest znacznie większa.
źródło: Metro.co.uk
