
Czy współczesna twórczość osób niepełnosprawnych powinna być oceniana na tych samych prawach, co twórczość innych współczesnych artystów? Czy może jej miejsce znajduje się raczej w obszarze terapeutycznym, nie zaś artystycznym? A wreszcie – czy w ogóle ją znamy?
REKLAMA
Kampanie społeczne ukazujące niepełnosprawnych twórców zwykle zajmują się głównie przedstawianiem niepełnosprawności twórcy i tego, w jaki sposób przełamuje on swoją niepełnosprawność, aby tworzyć. Rzadko widzimy jego prace – jakby w ogóle nie były ważne. A może nie są? Twórczość osób niepełnosprawnych przede wszystkim pozwala im wyrażać siebie, walczyć o chęć o życia, opowiadać o swoim szczęściu i cierpieniu w sposób niedosłowny, symboliczny. Efekt ich artystycznych działań może wydawać się drugorzędny w porównaniu do pozytywnych emocji, jakich dostarcza sam proces twórczy.
Ryszard Szymanowski, prezes stowarzyszenia "Nasza Galeria – Ogólnopolska Galeria Twórców Niepełnosprawnych", poeta i malarz, nie zgadza się z taką tezą: – Nie podoba mi się traktowanie niepełnosprawnych jako nie-artystów, którzy tworzą w celach rehabilitacyjnych. Czy ktoś pyta pełnosprawnych artystów, czy ich twórczość nie ma przypadkiem charakteru terapeutycznego? Co z tego, jeżeli ma taki charakter? Jeśli podobają mi się czyjeś prace, nie interesuje mnie, czy ta osoba jeździ na wózku, czy łysieje albo czy lubi marchewkę – ważne jest to, że jej praca sprawia mi przyjemność. Nie lubię upupiania niepełnosprawnych i litowania się nad nimi w rodzaju: "och, niepełnosprawny namalował kwiatek, to ja go pogłaskam po główce" Co prawda, kwiaty także malujemy, ale nie chcemy, żeby nas za to głaskać po główce, chcemy być traktowani poważnie. Jako pełnosprawni i pełnoprawni twórcy.
Pan Ryszard wydaje się jednak nie zauważać, że prace twórców niepełnosprawnych bardzo często wystawiane są właśnie w kontekście niepełnosprawności ich autorów. To rozwiązanie przynosi niejednokrotnie pozytywne efekty – artyści mogą zostać zauważeni, często mogą się nawzajem wspierać, uzyskiwać pomoc od instytucji, nie czują się sami w swoich artystycznych próbach. Takie działania sprzyjają jednak gettoizacji – a tego Pan Ryszard bardzo się obawia. Jest przekonany, że o twórcach niepełnosprawnych mogłoby być głośniej, mogliby być bardziej widoczni, gdyby dofinansowanie przeznaczone na promocję niepełnosprawnych artystów zostało zwiększone. Jest rozgoryczony: – Wydaje mi się czasem, że więcej pieniędzy przeznaczonych dla osób z niepełnosprawnością ląduje w rękach instytucji mających się o niepełnosprawnych troszczyć, a wydających pieniądze na zatrudnianie osób zdrowych albo na poprawę wyglądu biura. My wszystko robimy sami.
Ryszard Szymanowski nie jest admiratorem sztuki współczesnej. Jest – jak sam o sobie mówi: tradycjonalistą. – Uważam, że artystę poznaje się po tym, że naprawdę potrafi malować. Nie uwierzę nikomu, kto nie potrafi namalować konia Kossaka. Sztuka nowoczesna niejednokrotnie polega na tym, że namaluje się kropkę na kwadracie. To nie moja bajka.
Panu Ryszardowi nie wydaje się więc, aby twórcy niepełnosprawni musieli za sztuką bardziej "awangardową" nadążać. A może jednak się myli? Może dofinansowanie twórczości utalentowanych plastycznie osób z niepełnosprawnością powinno zostać przeznaczone na organizowanie wycieczek do najważniejszych polskich galerii sztuki nowoczesnej? Na spotkania ze współczesnymi twórcami, uznanymi w środowisku sztuki? Z drugiej strony – niosło by to jednak ze sobą ryzyko, że charakter twórczości niepełnosprawnych zostanie zatracony, kiedy będziemy starali się ją dostosować do jakiejś sztancy.
Mogłoby więc zostać odebrane pozytywnie: jako edukacyjno-stypendialny program dla niepełnosprawnych artystów, którzy w ten sposób mogliby w oczach świata sztuki stać się po prostu artystami i to być może – uznanymi. Z drugiej strony jednak, takie działania mogłyby świadczyć o protekcjonalnym stosunku pełnosprawnych do sztuki niepełnosprawnych – mogłyby zostać uznane za przyznanie, że owa potrzebuje naprawy, uwspółcześnienia, wyprowadzenia na prostą. Stąd o krok do przyznania, że jest to sztuka niedobra i jeśli chce być traktowana równorzędnie ze sztuką obecną w obiegu galeryjnym potrzebuje pomocy i opieki. Czy jednak musi być dobra? I co to właściwie znaczy?
Pan Ryszard chciałby być oceniany jako pełnoprawny artysta. Ale czy jako tradycjonalista zdaje sobie sprawę, jakie są narzędzia oceny współczesnej sztuki? I czy pogodziłby się z nimi? Według ich prawideł sztuka niepełnosprawnych z reguły ma wartość jedynie emocjonalną, nie zaś artystyczną czy kolekcjonerską. Środowisko artystów i krytyków sztuki wydaje się zamknięte na artystów niepełnosprawnych.
– Kiedy 10 lat temu byłam na stażu w jednym z prężnych periodyków kulturalnych, zgłosiłam propozycję opisania wystawy niepełnosprawnych artystów, którzy malują ustami – wspomina krytyczka sztuki, Anna Theiss. Od szefowej usłyszałam wtedy: "Z całym szacunkiem - to nie leży w polu zainteresowań naszego czytelnika". I dziś się z nią zgadzam.
– Kiedy 10 lat temu byłam na stażu w jednym z prężnych periodyków kulturalnych, zgłosiłam propozycję opisania wystawy niepełnosprawnych artystów, którzy malują ustami – wspomina krytyczka sztuki, Anna Theiss. Od szefowej usłyszałam wtedy: "Z całym szacunkiem - to nie leży w polu zainteresowań naszego czytelnika". I dziś się z nią zgadzam.
Na moje pytanie czy sztuka tworzona przez osoby niepełnosprawne jest w stanie wejść do tzw. głównego obiegu galeryjnego Anna Theiss odpowiada: – Tak, ale tylko na szczególnych zasadach. Warunkiem jest włączenie jej w projekt artysty, który już działa na tym polu, i to z sukcesami. Przykład to działanie Pawła Althamera razem z Grupą Nowolipie - grupą warsztatową skupiającą chorych na stwardnienie rozsiane. Althamer od lat pracuje z tym środowiskiem jako artysta, a równocześnie terapeuta zajęciowy. W 2009 roku efekty tej współpracy pokazała warszawska galeria Heppen Transfer, a więc ambitna galeria promująca sztukę regionu Europy Centralnej.
Nie więc raczej szans na to, aby sztuka osób niepełnosprawnych na trwałe zagościła w obiegu sztuki, możliwe są jedynie "gościnne występy". Zdaniem Anny Theiss nie powinniśmy jednak oburzać się z tego powodu. – Nie sądzę, żeby jakiś szczególny sens miało pokazywanie sztuki osób niepełnosprawnych w program progresywnych galerii i centrów sztuki (i pewnie dlatego dzieje się to wyjątkowo rzadko). Sztuka współczesna posługuje się kategoriami typu: wiedza, historia, medium, opis i poszerzanie definicji współczesnego świata. Twórczość osób niepełnosprawnych jest wartością, ale nie mieści się w tym mocno rygorystycznym i teoretycznym porządku. Pokazywanie jej bez żadnej "ramy", czy "mediatora" takiego jak Paweł Althamer nie przynosi pożytku ani galerzystom, ani niepełnosprawnym twórcom, ani publiczności.
Najprostszym sposobem, aby pokazać, że sztuka niepełnosprawnych jest doceniania, przynoszącym satysfakcję niepełnosprawnym twrócom, jest odwiedzanie ich wystaw, kupowanie ich prac i umieszczanie ich na własnej ścianie. Ryszard Szymanowski zachęca: – Prace naszych artystów kosztują zwykle 150-200 zł. Zdajemy sobie sprawę, że sztuka nie jest towarem pierwszej potrzeby, a chcielibyśmy, żeby na nasze obrazy mogli sobie pozwolić wszyscy. Nie chcemy litości, a zainteresowania. Nie ma dla artysty większej radości niż to, że ktoś będzie codziennie patrzył na jego dzieło. A nawet takie małe pieniądze dodane do głodowej renty sprawią, że będzie można sobie pozwolić na jeden fajny pędzel więcej".
