"Mamy 13 ozdrowieńców!" – taką wiadomość dotyczącą koronawirusa w Polsce przekazał szef GiS Jarosław Pinkas na sobotniej konferencji prasowej rządu. Laicy – w tym dziennikarze, którzy nie specjalizują się w medycynie – pomyśleli, że chodzi o ludzi wyleczonych z COVID-19, a rządzący nie zaprzeczali. Okazuje się jednak, że termin "ozdrowieniec" ma inne znaczenie. Wyjaśnił to lekarz Jakub Kosikowski, były przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
Podczas sobotniej konferencji prasowej szef GIS Jarosław Pinkas poinformował, że w Polsce jest już "13 ozdrowieńców" z koronawirusa i zaznaczył, że to dobra wiadomość. Główny Inspektorat Sanitarny wrzucił ten komunikat także na Twittera razem z hasłem motywującym do dalszego wspólnego wysiłku.
Powszechnie przyjęto te słowa jako informację o tym, iż w Polsce udało się już wyleczyć część pacjentów, czemu rządzący po konferencji nie zaprzeczali. Z czasem pojawiły się jednak pytania, jak to możliwe, by w Polsce już 13 pacjentów zostało wyleczonych z COVID–19, skoro pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce potwierdzono testem 4 marca, a wyleczenie zajmuje kilka tygodni.
"Ozdrowieńcy" to nie wyleczeni
Okazuje się jednak, że cała sprawa to nieporozumienie. Laikom "ozdrowieniec" kojarzy się z kimś, kto wyzdrowiał. Tymczasem – jak wyjaśnił na Twitterze Jakub Kosikowski, lekarz z Lublina – według terminologii medycznej ozdrowieniec to ktoś, u kogo jedynie ustąpiły objawy. Nadal jednak może być on nosicielem koronawirusa.