
Krystian Wieczorek zgłosił się do szpitala z objawami, które mogły przypominać koronawirusa. Aktor znany z "M jak miłość" został więc przebadany pod kątem COVID-19. Wieczorek bardzo krytycznie jednak opisał sposób, w jaki został potraktowany w placówce.
REKLAMA
Wieczorek zgłosił się we wtorek do jednego z warszawskich szpitali. Aktor zauważył u siebie niepokojące objawy i chciał się przebadać na obecność koronawirusa. Przeszedł w szpitalu test na COVID-19, lecz początkowo wiele wskazywało, ze w ogóle nie zostanie przebadany. Twierdzi, że przyjęto go tylko dzięki wstawiennictwu władz TVP.
Doszło także do błędów pracowników, przez które musiał powtórzyć badanie. Na wynik musiał czekać aż dwie doby, interweniować musiała żona.
Wieczorek nie krył oburzenia sytuacją. "Możliwości weryfikacji w Polsce są skandaliczne. Do szpitala trafiłem tylko za wyraźną prośbą władz TVP. Gdyby nie ich reakcja, siedziałbym z objawami w domu, modląc się o wyzdrowienie" – napisał w poście na Instagramie.
Opisał, że we wtorek pobrano mu wymazy, po czym zaczęło się czekanie i brak jakiegokolwiek informowania. "Na drugi dzień, zamiast wyników, przyszła pielęgniarka pobrać kolejny wymaz, bo okazało się, że laboratorium zbiło moje próbki. Pierwszy wynik przyszedł po 30 godzinach, ujemny, więc kamień z serca. Ale czas oczekiwania to jakieś kuriozum obnażające polskie władze" – relacjonował oburzony aktor.
Skrytykował lekarzy i pracowników służby zdrowia. "Od strony personelu medycznego brak jakichkolwiek informacji, od kiedy trafiłem do szpitala. Miałem poczucie, że jestem petentem i intruzem i jak mam w ogóle czelność pytać o cokolwiek. Notabene ci sami ludzie, pracując w Medicoverach, Luxmedach, są mili i komunikatywni" – skomentował. Na drugi wynik musiał czekać jeszcze kolejną dobę. "Potwierdzenie ujemne przyszło po 52 godzinach. I gdyby nie moja żona, która zrobiła aferę, to nikt znowu nawet mnie nie raczył zawiadomić, że są wyniki" – napisał Krystian Wieczorek.
Czytaj więcej o koronawirusie:
