Ratownicy medyczni w Warszawie od kilkunastu godzin są przetrzymywani w karetce. Czekają na wyniki testu na koronawirusa, gdyż mieli do czynienia z pacjentem z podejrzeniem zakażenia SARS-CoV-2. Nie wiedzieli o tym. O dramatycznej sytuacji pisze na Facebooku jedna z ratowniczek. Problem dotyczy ekip z trzech karetek.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
"Jestem zespołem Warszawskiego Pogotowia Ratunkowego z kwarantanny. Czekam wraz z dwoma kolegami z zespołu 18 godzin na wyniki Naszego pacjenta, który zataił informację lub dyspozytor pop rostu nie zapytał... KORONA CZY NIE KORONA..." – napisała na Facebooku Marta Kołnacka. Pracuje w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego "Meditrans".
Ratowniczka żaliła się też na to, że nikt przez wiele godzin nie przyszedł zapytać ich, czy nie chce im się jeść i pić. Toaleta, którą im wyznaczono, ma "krytyczne" warunki. "Gdyby nie nasi koledzy, którzy zaoferowali pomoc w dostarczeniu jedzenia i picia, to byłoby krucho" – dodała
"Jesteśmy traktowani jak bydło. Mamy karetkę, gdzie mamy żyć do 8 rano. Pozostawieni sami sobie. To my codziennie wsiadamy do karetek, aby dawać Wam poczucie bezpieczeństwa, a w razie potrzeby ratować" – podkreśliła kobieta. Swój wpis na Facebooku skończyła mocnymi słowami skierowanymi do dyrektora pogotowia. Przeczytacie go poniżej.
TVN Warszawa dowiedział się, że w podobny sposób były potraktowane jeszcze dwie inne załogi karetek. Wszystkie miały kontakt z pacjentami z podejrzeniem koronawirusa. Wyniki testów miały przyjść po maksymalnie ośmiu godzinach, ale przyjdą dopiero we wtorek rano. Tylko w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym wyniki testów dostaje się po czterech godzinach.
Karol Bielski, dyrektor warszawskiego pogotowia, wytłumaczył, dlaczego ratownicy są przetrzymywani w karetkach. – Sanepid kategorycznie nakazał izolację tych osób. Nie mogą one mieszać się z innymi grupami, które są w podobnej sytuacji. Wiemy, że jest ona bardzo trudna. Rozmawialiśmy ze strażą pożarną, co do możliwości uruchomienia namiotów. Niestety są one obecnie wykorzystywane do wytyczania dodatkowych ścieżek przed szpitalnymi izbami przyjęć – powiedział dyrektor pogotowia w rozmowie z TVN.