
Zdalne nauczanie według Piontkowskiego
Przypomnijmy najpierw. W najbliższych dniach ma wejść w życie rozporządzenie, które ureguluje organizację kształcenia wykorzystującego metody tzw. zdalnego nauczania. – Zamiast tego tradycyjnego, twarzą w twarz, w jednej klasie, chcemy, aby stopniowo przechodzono na zdalne nauczanie – zapowiedział minister edukacji. I przedstawił piękną, nowoczesną wizję." Metody mogą być bardzo różne, trzeba wykorzystać nowoczesne formy komunikacji, którymi częściowo, na co dzień już się posługujemy, takimi jak poczta elektroniczna, dziennik elektroniczny, którym można przekazać informacje, ale także różnego rodzaju komunikatory, które pozwalają tworzyć grupy, które mogą wspólnie uczestniczyć w zajęciach, przekazywać filmy video, bądź korzystać z tych materiałów elektronicznych, które znajdują się na platformach edukacyjnych". Czytaj więcej
1. Nie każdy ma komputer
Tak, nie każdy. Albo na przykład jeden na całą rodzinę. Przy założeniu, że np. rodzice nie mają służbowych laptopów, a trójka dzieci jest w wieku szkolnym, problem może być niemały.
2. Na telefonie nie da się wszystkiego zrobić
3. Słabe łącza internetowe
4. "W mojej szkole nie ma e-dziennika"
5. "Tyle zadają, przecież nie jestem nauczycielem"
6. Kompetencje nauczycieli i nie tylko
Wielu uczniów i rodziców jest zadowolonych z dotychczasowej współpracy z nauczycielami. To widać. "Moje dziecko stwierdziło ze jemu podoba się taki system nauczania, że dzięki temu ogarnia temat w 10 minut a nie traci całej lekcji i ma wolne" – oceniają. Chwalą nauczycieli za zaangażowanie, za inwencję, za live'y na FB.