Sanatorium Słowacki w Busk-Zdroju nakłaniało pacjentów do poświadczania nieprawdy - alarmuje na Facebooku córka jeden z kobiet. Jak pisze, turnus w sanatorium miał trwać do 31 marca. Jednak kuracjusze nagle dowiedzieli się, że z powodu koronawirusa mają niespełna dobę na opuszczenie uzdrowiska. Problem w tym, że personel placówki chciał, aby uczestnicy turnusu podpisywali się na oświadczeniach, z których wynika, że opuszczają to miejsce na własną prośbę.
Sprawę opisała na Facebooku Monika Auch-Szkoda, córka jednej z kuracjuszek, która przebywała w sanatorium. Turnus rozpoczął się 3 marca i miał trwać do końca miesiąca. Mimo sytuacji panującej w kraju pracownicy placówki mieli przekonywać, że "wszystko będzie zgodnie z planem". Kuracjusze nie mogli tylko wychodzić z sanatorium, ale wizyty lekarskie, rehabilitacja i terapia przebiegała zgodnie z ustaleniami.
W sobotę w trakcie dyrektorka ośrodka poinformowała jednak wszystkich (ponad czterdzieści osób, że z powodu koronawirusa muszą opuścić sanatorium, mają czas do następnego dnia, do obiadu. Nie to jednak wzbudziło oburzenie.
Poświadczenie nieprawdy
"Skandalem jest to, co wydarzyło się później. Gdy mama pakowała rzeczy przyszła do niej pielęgniarka i kazała jej podpisać dokument w którym stwierdza, że opuszcza sanatorium na własne życzenie, z obawy przed koronawirusem. Mama się nie zgodziła, przekreśliła nieprawdziwą treść i ręcznie dopisała, że powodem jest zamknięcie placówki. Pielęgniarka nie zgodziła się na taki zapis więc mama powołała się na treść rozporządzenia. Ponieważ odmówiono jej kopii dokumentu wykonała mu zdjęcie telefonem (mimo sprzeciwu pielęgniarki, która później napisała na nim, że pacjentka dodała własną treść i wykonała zdjęcie)" – napisała na Facebooku Monika Auch-Szkoda, aktywistka Warszawskiego Strajku Kobiet.
Relacjonuje, że mama dopytywała o procedury, chciała wiedzieć, że będzie mogła skorzystać z kolejnego turnusu za trzy kata. W odpowiedzi usłyszała pytanie, skąd wie, że za trzy lata będzie jeszcze żyła.
"Cała ta sytuacja mocno ją zestresowała, gdy z nią rozmawiałam była roztrzęsiona. Mówiła, że chce już tylko spokojnie wrócić do domu. Kuracjusze to osoby starsze, często schorowane, mające świadomość, że zakażenie koronawirusem może być dla nich śmiertelne" – czytamy.
Rozmowa z NFZ
Córka kuracjuszki zadzwoniła na infolinię NFZ, gdzie dowiedziała się, że nikt takiego oświadczenia wymagać nie powinien. Dowiedziała się też, gdzie może wysłać skargę. Autorka wpisu chciała rozmawiać z dyrektorką placówki, ale ta była nieosiągalna. Poinformowała natomiast pielęgniarkę, że nakłanianie kogoś do poświadczenia nieprawdy jest karalne.
Poinformowałam ją, (...) że nakłanianie kogoś do poświadczania nieprawdy podchodzi pod paragrafy, a pytanie osoby po 60, z problemami kardiologicznymi, czy za 3 lata będzie jeszcze żyć, to już totalny skandal, że w takiej sytuacji pracownicy placówki powinni wspierać kuracjuszy, a nie ich zastraszać, a Dyrektorka powinna być na miejscu w trakcie ewakuacji" – opisuje sytuacje.
Po takiej interwencji kuracjuszka wątpliwe oświadczenie otrzymała z powrotem. Usłyszała również, że nie musi niczego podpisywać.