OKO.press poinformowało w czwartek, że w warszawskim szpitalu przy ul. Wołowskiej nie zgłoszono śmierci pacjenta z powodu zakażenia koronawirusem. Portal opublikował list rodziny zmarłego, w którym bliscy opisują w jak trudnej sytuacji się znaleźli.
"Żadna informacja o śmierci mojego ojczyma nie pojawiła się w żadnym komunikacie. Moja mama siedzi sama, zamknięta w domu. Nikt nie może przyjść, a ona wyjść. Moja siostra jest zamknięta ze swoim mężem i dwójką dzieci. Kolega ojczyma jest ze swoją żoną. To jest 7 osób, które z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością są zarażone koronawirusem, a nikt nie zrobił im testów" – czytamy w liście.
Przez dłuższy czas nikt z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA nie dzwonił do rodziny z wynikami testu na obecność SARS-CoV-2. "W piątek nikt ze szpitala nie zadzwonił z wynikami testu ojczyma i dopiero w poniedziałek 23 marca w drugiej połowie dnia moja mama dostała telefon ze szpitala z informacją, że test u jej zmarłego męża okazał się pozytywny. (…) Mój ojczym urodził się w 1942 roku. Miał współistniejące choroby: autoimmunologiczne, POChP, leczył się na serce. Pomimo tego był szczupły i w dobrej formie: jeździł na nartach, rowerze, uprawiał żeglarstwo. W akcie zgonu jako przyczyna zgonu jest wpisany koronawirus" – napisał członek rodziny zmarłego.
Rodzina także ma objawy mogące świadczyć o zakażeniu niebezpiecznym patogenem. "Dziś moja mama bardzo źle się czuje, moja siostra i jej mąż też. Wszyscy mają objawy, gorączkę, bóle głowy, kaszel. Codziennie próbują dodzwonić się do sanepidu – bezskutecznie. Jutro oficjalnie kończą kwarantannę i mogą wyjść z domu, czego oczywiście nie zrobią, ale legalnie mogliby pójść na zakupy" – podkreślono w liście.