Napisał "Może będzie ok" i kontakt się urwał. Poruszająca relacja córki ofiary koronawirusa
redakcja naTemat
29 marca 2020, 20:57·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 marca 2020, 20:57
Był 17. ofiara koronawirusa w Polsce. W sobotę w Lublinie zmarł 69-letni mężczyzna. Jego córka, mieszkająca na co dzień w Wielkiej Brytanii, w rozmowie z "Kurierem Lubelskim" opowiedziała jak wyglądał jej ostatni kontakt z tatą, jak mężczyzna został potraktowany przez służbę zdrowia i jak ona sama nie była w stanie niczego dowiedzieć się w szpitalu o stanie swego ojca.
Reklama.
"Leżę sam, obsługa super. A przede wszystkim mam tlen! Może będzie ok" – SMS o takiej treści pani Kinga od swego taty Bartosza otrzymała w nocy z 23 na 24 marca. Potem już z tatą nie miała kontaktu. Gdy próbowała się dodzwonić do lubelskiego szpitala, w słuchawce odpowiadano jej, że nie powiedzą jej nic o stanie zdrowia ojca, zasłaniając się ochroną danych osobowych.
– Powiedzieli, żeby ktoś przyszedł osobiście. Ja na co dzień mieszkam z rodziną w Anglii, nie ma mowy o lotach. Partnerka ojca nie mogła przyjść, bo sama była w kwarantannie domowej. Poza tym cały czas mówią przecież, żeby nie wychodzić na zewnątrz – relacjonuje pani Kinga w rozmowie z "Kurierem Lubelskim". Jej tata zmarł w sobotę 28 marca. Z komunikatu resortu zdrowia wynika, że miał choroby współistniejące.
Z relacji córki wynika, że pan Bartosz nie wychodził wiele z domu. Nie wiadomo zatem jak doszło do zakażenia. Ostatni raz za granicą był w grudniu na święta u niej w Wielkiej Brytanii. Jak mówi pani Kinga, pierwsza źle poczuła się jego partnerka, miała wysoką temperaturę. Pan Bartosz się nią opiekował, po czym i u niego pojawiły się objawy koronawirusa.
Jak podkreśla pani Kinga, ojciec czekał na wykonanie testu przez dwa tygodnie, mimo iż miał wszelkie objawy koronawirusa.
– Zastanawiam się na co idą te miliony na walkę z wirusem, bo na pewno nie na testy. Bartosz, mój ojciec, jest niestety tego przykładem. Przecież był z grupy wysokiego ryzyka ze względu na wiek oraz miał wszystkie objawy koronawirusa. Mimo to, nie miał od razu wykonanego testu. Czekał na niego dwa tygodnie, kiedy już był umierający – stwierdza córka zmarłego w sobotę 69-latka. Kobieta zastanawia się, czy gdyby test został wykonany wcześniej, łatwiej byłoby tatę uratować.
Gdy stan taty się nie poprawiał, sanepid w końcu umówił wizytę u lekarza rodzinnego, na którą ojciec poszedł na piechotę 17 marca. Otrzymał antybiotyk i wrócił do domu. W piątek 20 marca stan ojca znacznie się pogorszył, więc sanepid kazał wezwać karetkę. Trafił na SOR, a następnie na oddział wewnętrzny. Z tego co mówił, wiem, że dopiero w poniedziałek pobrano mu wymaz do testu na koronawirusa.