"Parcie do wyborów za wszelką cenę, także w sytuacji, gdy szczyt zachorowań w Polsce nie wybuchnie z takim impetem, jak winnych krajach jest nieprzyzwoite" – napisał w sobotę na Facebooku łódzki radny PiS Bartłomiej Dyba–Bojarski, zbulwersowany nocnymi zmianami w ordynacji wyborczej. Dodał, że opuszcza Prawo i Sprawiedliwość. W wywiadzie naTemat mówi dlaczego i co dalej.
Anna Dryjańska: W jakim nastroju podejmował pan decyzję o odejściu z Prawa i Sprawiedliwości?
Bartłomiej Dyba–Bojarski: Byłem wkurzony. Niespecjalnie zresztą próbowałem to ukryć w swoim wpisie. Poczułem, że szyld partyjny mnie uwiera.
Mówi się, że emocje nie są najlepszym doradcą.
Za moimi emocjami stały miesiące przemyśleń. Przecież to nie pierwszy raz, gdy kompletnie nie zgadzam się z kierunkiem krajowej polityki PiS. Podkreślam, że chodzi o poziom centralny, bo w regionie łódzkim Prawo i Sprawiedliwość zrobiło dużo dobrego. Spore zasługi ma np. minister Piotr Gliński. Ale mój sprzeciw wobec działań rządu wyrażałem już podczas pierwszej fazy tzw. reformy sądownictwa, która skończyła się dwoma wetami prezydenta Dudy. A potem były kolejne rzeczy…
Po prostu miarka się przebrała. Wiedziałem, co muszę zrobić. Nie znaczy to jednak, że było to łatwe. Do PiS należałem kilkanaście lat.
Pańscy koledzy partyjni nie próbowali pana powstrzymać?
Nie mieli jak. Nie uprzedzałem ich, że wrzucę ten wpis na Facebooka i w ten sposób zrezygnuję z członkostwa w PiS. Odezwali się do mnie po fakcie.
Jak zareagowali?
Ze zrozumieniem, nawet jeśli nie zgadzali się z moją decyzją. Wiedzieli, że gotowałem się patrząc na kurs, jaki obrał rząd. Nie było to dla nich zaskoczeniem.
A wyborcy? Internauci? Pisali do pana w tej sprawie? Byli zadowoleni czy wręcz przeciwnie?
Informację zwrotną wysłało mi kilka znanych osobiście osób. Podzieliły się: jedne zareagowały entuzjazmem, inne żalem. Rozumiem pretensje wyborców PiS i biorę to na klatę. Nie ma co ukrywać, że dobry wynik wyborczy osiągnąłem również dzięki temu, że byłem jedynką na łódzkiej liście PiS. Zdaję sobie sprawę, że teraz niektórzy wyborcy mogą być rozżaleni. Jednak nawet politycy mają sumienie, a moje podpowiedziało mi, że nie mogę być częścią tego, co się dzieje.
Pojawił się też hejt…
Tak, przy czym – co ciekawe – przelewał się raczej na forum "Gazety Wyborczej", spływał od ludzi popierających opozycję i Komitet Obrony Demokracji. Wyzywali mnie m.in. od sk****synów… Pisali, że załatwiłem córce pracę w spółce zarządzanej przez miasto. Moja córka ma 8 lat.
Padał zarzut, że ucieka pan z tonącego okrętu/
Odchodzę od partii, która rządzi na poziomie krajowym i wojewódzkim. Ma kandydata na prezydenta, który ma kilkadziesiąt procent poparcia społecznego. Nie dostrzegam, by ten statek nabierał wody, już nie mówiąc o zagrożeniu pójściem na dno.
Chyba chodziło o konsekwencje kryzysu wywołanego koronawirusem, które mogą się odbić na rządzących. Wróćmy jednak do pana. Jakie są pańskie dalsze polityczne plany?
Do następnych wyborów samorządowych zostało 3,5 roku. Do tej pory w Łodzi były dwie opcje: albo się należało do fanklubu prezydent Hanny Zdanowskiej, albo do przeciwnego jej poczynaniom PiS. Ja wybieram możliwość trzecią: być radnym niezależnym. Oczywiście nie znaczy to, że zmieniam krytyczną ocenę rządów prezydent Łodzi. Nadal będę też współpracował z lokalnymi ruchami miejskimi. Pozbyłem się szyldu, nie poglądów.
Nie próbowały pana pozyskać inne partie polityczne?
Powiem tak: Platforma doczytała mój wpis do końca – nikt nie ma mi nic do zaproponowania i nawzajem. Reszta jest milczeniem.
Tak czy inaczej, nie będę się zachowywać jak panna na wydaniu, mogę spokojnie pracować i przyglądać się, jak sytuacja się rozwija. Kto wie, może nie będę się ubiegał o reelekcję?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Gdyby władza uparła się, by je przeprowadzić, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. I nie chodzi wyłącznie o groźbę drugiej fali epidemii. Problemem są też zmiany w sposobie głosowania, które zostały wprowadzone w ostatniej chwili. Nie dają gwarancji tajnego głosowania, ani czasu na to, by przetestować i zabezpieczyć system. Te wybory nie powinny się odbyć. Nie ma jak zebrać członków komisji wyborczych, nie było też warunków do zbierania podpisów poparcia przez kandydatów i prowadzenia kampanii…
Ale PiS–owi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Przecież po to zmienił ordynację wyborczą.
Tak jak napisałem na Facebooku, walka o władzę jest rzeczą normalną, ale trzeba zachować elementarne zasady moralne. Organizowanie wyborów podczas epidemii jest ich ewidentnym złamaniem. Podobnie szantażowanie opozycji, by wbrew swojej woli musiała poprzeć zmiany ordynacji, bo PiS ukrył je w ustawie pomocowej dla przedsiębiorców. Podrzucili opozycji śmierdzące jajo i wykorzystują ekstremalną sytuację. Tak się po prostu nie robi.